Artur Barciś nie należy do grona antyszczepionkowców, a przyjęcie dawki preparatu przeciwko COVID-19 jest dla niego oczywistością. Aktor w listopadzie minionego roku zmagał się z poważnymi skutkami zakażenia, dlatego teraz nie bagatelizuje nawet najdrobniejszych objawów gorszego samopoczucia. Chce jak najszybciej się zaszczepić, jednak najpierw musi spełnić jeden warunek.
Artur Barciś w najnowszej rozmowie z Wirtualną Polską opowiedział o dość nietypowym "problemie" związanym ze szczepieniem. Aby przyjąć dawkę, konieczne jest, by udał się do miejscowości oddalonej od Warszawy o 140 km. Dla aktora ta odległość nie stanowi żadnego znaczenia, a przymusową podróż nazywa rekreacyjną wycieczką.
Pojadę tam, przede wszystkim dlatego, że mogę. Jestem zmotoryzowany i mogę zrobić sobie taką wycieczkę. Tym bardziej że nie wiedziałem, że istnieje taka miejscowość, a teraz, jak już to ogłosiłem, to już nawet nie wypada mi tam nie pojechać. Traktuję to jako zwieńczenie mojej całej gehenny z COVIDEM-19 i myślę, że ono jest nawet zabawne, że kończy się nie tak banalnie w Warszawie na Żelaznej, ale w Żelaznej Rządowej. Zabawne jest jeszcze to, że obok Żelaznej Rządowej jest Żelazna Prywatna, więc po prostu zrobię sobie taką wycieczkę - mówił w rozmowie z dziennikarzami WP.
Gwiazdor "Rancza" i "Miodowych lat" ufa naukowcom i nie przejmuje się krążącymi w sieci teoriami, które negują skuteczność szczepionek, a nawet kreują je na niebezpieczne dla zdrowia.
Chce się upewnić, że te przeciwciała będę miał dzięki tej szczepionce. Najważniejsze, aby ich mieć jak najwięcej. A szczepionka, przynajmniej na jakiś czas, to gwarantuje. Dla mnie szczepienie jest absolutnie oczywiste - tłumaczył Barciś.
Przypomnijmy, jak aktor jeszcze kilka miesięcy temu opowiadał o zmaganiach z wirusem.
Nie przypuszczałem, że spotka to mnie, bo bardzo się pilnowałem, przestrzegałem wszelkich procedur, ale okazało się, że to może nie wystarczyć - wyznał na łamach prasy.