"Kuchenne rewolucje" Magdy Gessler zawitały do Krakowa. W rejonach położonych dalej od centrum trudno jednak o turystów. Miejsce, które odwiedziła znana restauratorka znajduje się kilka kilometrów od rynku, przy ulicy Łokietka.
10 lat temu Maria przyjechała do Krakowa wraz ze swoim byłym już partnerem. Oboje chcieli otworzyć coś swojego. Padło na restaurację, o której zawsze marzyła właścicielka. Restauracja Trattoria da Maria to prawdziwie rodzinny biznes. Szefem kuchni jest bowiem brat właściciela, który jest Włochem. Maria jest dla pracowników bardziej matką, niż szefową.
Wygląd restauracji nie wywarł wrażenia na Gessler. Dodajmy, ze w całej sali na próżno było doszukiwać się okien. Magda Gessler zamówiła carpaccio i lazanię. Mięso do pierwszego dania było mrożone przez miesiąc, a kucharz rozmrażał je przez pocieranie. Lazania również leżakowała w lodówce. I choć był to przepis babci szefa kuchni, danie wylądowało na podłodze. Według Marii powodem miało być za dużo beszamelu i niewystarczająca ilość mięsa.
Samochwała w kącie stała, Włochem się nazywała i na podłodze wylądowała - skwitowała Magda Gessler.
Podczas oglądania restauracji od kuchni wcale nie było lepiej. Restauratorka była przerażona warstwami brudu na okapie.
Wszystko jest po prostu poj*bane. Niezłe g*wno, jak karaluch duże. Dlaczego nie ma tu ludzi? Bo ludzie nie są głupi i czują to g*wno - podsumowała Magda.
Gessler przeprowadziła poważne rozmowy w cztery oczy z obojgiem właścicieli i wydawać by się mogło, że wytknięcie błędów wyraźnie poskutkowało. Cała załoga zmobilizowała się, by wreszcie móc odbić się od przysłowiowego dna. Wszyscy wzięli się za sprzątanie - zintegrował się nawet Rizzieri, jednak Maria wciąż nie mogła opanować opanować emocji, a Magdzie puściły nerwy.
Nie ogłoszę dzisiaj zmian, chrzanię to. Opanuj się kobieto. Prowadzisz interes, bez przerwy ryczysz, masz minę, jaką masz, wyjdź stąd, k*rwa, przejdź się. To jest nie do wytrzymania po prostu - wykrzyczała.
Wygląda na to, że tego właśnie potrzebowała Maria. Ciągłe głaskanie po głowie przynosiło bowiem odwrotne efekty. Właścicielka szybko się uspokoiła, wreszcie zaangażowała się w szefowanie, a kuchnia zdała egzamin czystości.
Nowa nazwa restauracji to "Karczochy u Marii". Wnętrze dawnej Trattorii zmieniło się nie do poznania. Różowe ściany przemalowano na oliwkową zieleń, nad kominkiem pojawiły się tematyczne grafiki nawiązujące do nazwy, nie zabrakło też świeżych warzyw. Rewolucja nastąpiła także w karcie. Na pierwsze danie zaserwowano żurek z karczochami na wędzonce krakowskiej, później gnocchi z pesto, a na koniec wątróbkę z karczochami w konfiturze cebulowo-winnej. Goście byli zachwyceni motywem przewodnim, nazwą restauracji, klimatem miejsca, a także serwowanymi potrawami. Rewolucja zakończyła się wielkim sukcesem.
Niestety pandemia koronawirusa sprawiła, że mimo potencjału restauracja nie miała szansy się wybić. Przez długi czas lokal stał pusty, a rewolucyjny zapał nieco przygasł. Sytuacja dała się we znaki branży restauratorskiej, jednak miejsce obroniło się smakiem, a Magda Gessler podpisała się pod rewolucją obiema rękami.