Śmierć Andrzeja Strzeleckiego poruszyła środowisko artystyczne. Wiele gwiazd pożegnało aktora w mediach społecznościowych. Wśród nich Marta Żmuda-Trzebiatowska, Artur Barciś i Mateusz Damięcki. Głos zabrał też Tomasz Stockinger.
W serialu "Klan" Tomasz Stockinger i Andrzej Strzelecki grali dobrych kolegów. Jak się okazuje, prywatnie również pozostawali w przyjaznych relacjach. W rozmowie z Wirtualną Polską Stockinger wyliczył, że na przestrzeni lat panowie zagrali 500 tzw. dwójkowych scen. Niejednokrotnie rozśmieszali się wzajemnie do tego stopnia, że trzeba była przerywać ujęcie.
Cechowała go niezwykła punktualność, ba, często na planie pojawiał się znacznie wcześniej, mimo że codziennie dojeżdżał z daleka. Andrzej zawsze był gotowy do współpracy. Kochał ludzi, żartował ze wszystkimi. Będzie nam tego bardzo brakowało i na pewno postaramy się w duchu Andrzeja te relacje ze szczyptą dowcipu na planie utrzymywać - dodał Stockinger.
Co ciekawe, aktorzy poznali się jeszcze w młodości.
Był moim pierwszym reżyserem. Tak, Andrzej reżyserował nas na pierwszym roku. On zaczynał studiować reżyserię, a ja aktorstwo. Wtedy właśnie się poznaliśmy. Od tamtego czasu częściej albo rzadziej się widywaliśmy prywatnie i zawodowo. A ostatnie 20 lat to wiadomo, że bardzo intensywnie.
Tomasz Stockinger nie ukrywa, że wiadomość o śmierci Andrzeja Strzeleckiego bardzo go poruszyła. Jak sam przyznał, 68-latek był "bardzo ważnym elementem obsady".
Chciałbym Andrzejka przytulić. Chciałbym podziękować mu za to, że był wspaniałym kolegą i przyjacielem, a także partnerem w pracy przez całą moją ponad 40-letnią zawodową drogę - przyznał wzruszony Stockinger.
Andrzej Strzelecki wcielał się w postać doktora Koziełło-Kozłowskiego od samego początku emisji "Klanu", czyli od 1997 roku.