Meghan Markle będzie jeden raz redaktor naczelną brytyjskiej edycji magazynu "Vogue". Księżna pracowała nad tym w ostatnich miesiącach. Teraz światło dzienne ujrzała okładka gazety, którą Brytyjczycy będą mogli kupić we wrześniu. Choć jeszcze nie wiadomo, co dokładnie znajdzie się w środku, już to wystarczyło, żeby na Meghan wylała się fala krytyki.
Meghan Markle do swojego gościnnego wydania "Vogue" wybrała 15 znanych kobiet z całego świata. W ten sposób chce pokazać "siłę kobiet, poruszyć temat zdrowia psychicznego, rasy i przywilejów". Są to nazwiska głośne w ostatnich miesiącach (np. Greta Thunberg czy premier Nowej Zelandii Jacinda Ardern), jednak w tej piętnastce według Brytyjczyków brakuje przynajmniej jednej bardzo ważnej osoby. Chodzi o królową Elżbietę II.
Księżna Meghan twierdzi, że bohaterkami jej "Vogue" będą kobiety, które podziwia. Jednak, co zarzucają jej brytyjskie media, brak królowej Elżbiety II w tym gronie to wyjątkowa impertynencja. A to nie koniec krytyki, w social mediach jest jej znacznie więcej:
Media twierdzą, że Meghan, skoro już weszła do rodziny królewskiej, powinna się pohamować i wstrzymać od zabierania głosu w politycznych sprawach. Tymczasem już sama jej okładka jest pewnego rodzaju oświadczeniem politycznym - do tego w środku znajdziemy m.in. wywiad z Michelle Obamą.
Okazuje się, że nawet BRAK Meghan Markle na okładce "Vogue" może być powodem do krytyki księżnej. Wypomina się jej, że księżna Kate nie miała z tym żadnego problemu i teraz unikanie okładki to zamierzona krytyka Kate.
To, że nie pojawiła się na okładce, jest zwyczajnie wielkim tortem rzuconym w księżną Kate - ona pojawiła się na okładce "Vogue'a" w 2016 roku - twierdzi komentatorka "Dailymail" Jan Moir.
Księżnej zarzuca się, że oddając okładkę "ważnym ludziom", tak naprawdę równie dobrze mogła się na niej pojawić. Zarzuca się jej też, że nie wybrała "zwykłych" ludzi - nauczycielek, pielęgniarek i innych.
To jest numer o Meghan, z Meghan, dla Meghan - piszą brytyjskie media.
Dodatkowo wspomina się, że okładka "Vogue" jest "plagiatem" z australijskiej książki, którą księżna pomagała wydać.
Ale - na szczęście! - nie wszystkie. Niektórzy dostrzegli, że nieważne, co Meghan Markle zrobi, i tak będzie to źle odczytane. I tak to chyba wygląda, bo okazuje się, że skrytykować można u niej absolutnie wszystko.