To jedna z nielicznych tak długich rozmów z reżyserem od czasu, kiedy pod koniec lipca stracił w wypadku samochodowym córkę Zuzannę. Od razu rozpoczęło się wtedy pseudo-dziennikarskie polowanie paparazzich na zdjęcia cierpiących rodziców, którzy konsekwentnie odmawiali komentowania tragedii. W sierpniu Jan Jakub Kolski udzielił wywiadu "Polityce" i to była jak dotąd najbardziej obszerna jego wypowiedź po śmierci córki. Teraz "VIVA!" przeprowadziła z reżyserem dłuższą rozmowę.
Śmierć bliskich jest czymś strasznym, bolesnym. A najbardziej dolegliwe jest odwrócenie kolejności. Kiedy stawałem nad grobem matki, łatwiej mi było, niż kiedy stałem nad grobem córki w dwa tygodnie po tym, jak dostała dyplom ukończenia wymarzonych studiów w Londynie. Przecież to jej ostatnie zdjęcie, które obiegło media, było fotografią w birecie... - mówił Kolski w rozmowie z "VIVĄ!".
Reżyser ostrożnie wspominał córkę, ostrożnie dobierał słowa, bo, jak sam przyznał, nie chciał, czytając potem wywiad, jeszcze raz doznawać poczucia straty. Wybierał jasne obrazy.
Zuzia była niezwykle zdolna, piękna i utalentowana. Skończyła wydział mediów i fotografię na Westminster University w Londynie - bardzo poważnej uczelni. Świetnie wiedziała, gdzie chce zdawać. Wszystko załatwiła sobie sama. Żeby zdążyć na egzamin, zatrzymała śmieciarkę i dwóm czarnoskórym dżentelmenom kazała się zawieźć na uniwersytet. Zdążyła być jednocześnie w dwóch miejscach w Londynie, bo zdawała na dwie uczelnie równolegle. Do obydwu się dostała. Zuzia rozdawała karty, to ona stawiała światu warunki.WBF
Rodzina Kolskich była właściwie "skazana" na film. Pradziadek otworzył w Łodzi kino, dziadek był producentem filmowym, ojciec i siostra zostali montażystami, podobnie jak siostrzeniec i bratanek. Kolski wierzył, że również córka w przyszłości zajmie się kinem, "wszystko ku temu zmierzało" - mówił. Czy była też silniejsza od ojca?
Nie poznałem mojej córki na tyle, by być tego pewnym - odpowiedział zapytany o to. - To nasze poznawanie się miało się dopiero zacząć.
Na długo przed wypadkiem córki Kolski zaczął tworzyć film "Serce, serduszko", o relacji ojca z córką. Potem film okazał się dla niego ważniejszy, niż początkowo myślał.
Ten film ratuje mi życie, pozwala odzyskiwać równowagę, ten film wcześniej niż ja wiedział, co się stanie. Nie chcę schodzić do poziomu Harry'ego Pottera - ja w takie rzeczy nie wierzę. Ale kiedy zacząłem robić "Serce, serduszko", nie wiedziałem, jak bardzo mi się przyda. To miał być tylko dobry film.
Zrozumieć siebie, a więc i własny ból, to także umieć zrozumieć siebie w świecie. Kolski składa swój świat, a więc pośrednio i siebie samego, z drobnych elementów, pozornie oczywistych. Odkrywa na przykład, że waży 95 kilo, wyjeżdża do "swoich" wsi Rokicina albo Popielaw i patrzy czy drzewa rosną, albo co się dzieje w stawie. Pisze dziennik, który sam nazwał "dziennikiem czołgającego się". A właściwie pisał, bo jak przyznał, niedawno zarzucił to.
Muszę żyć, mam obowiązki wobec drugiej córki i Oli [partnerka Kolskiego - przy.red.]. Muszę więc iść do przodu. Nawet czołgając się, ale do przodu. Odkrywam też, że jest jeszcze we mnie światło.MARCIN WOJCIECHOWSKI
alex