"Gwiazdy, które wzięły udział w projekcie, spróbują wnieść do życia swoich nowych znajomych powiew energii i inną perspektywę. Także dla nich to będzie czas na chwilę refleksji i docenienie tego, co się ma" - takimi słowami stacja TTV zapowiadała emisję nowego programu "To tylko kilka dni".
Jeszcze przed udostępnieniem pierwszego odcinka w mediach społecznościowych nie brakowało opinii, że tworzenie formatu rozrywkowego skupionego wokół spędzenia tytułowych "kilku dni" celebryty z osobą z niepełnosprawnością to oczywista promocja samych aktorów czy muzyków. Bo czy po udziale w takim programie ktoś spodziewa się, że Misiek Koterski czy Basia Kurdej-Szatan powiedzą coś, co nas zaskoczy? Stwierdzą coś więcej, niż to, że życie osoby z niepełnosprawnością i jej opiekunów jest trudne, pełne wyrzeczeń? Tego właśnie obawiali się m.in. dziennikarz muzyczny Wojtek Sawicki, cierpiący na dystrofię mięśniową Duchenne'a i stand-uperka Ola Petrus, chorująca na achondroplazję. Już na kilka dni przed premierą krytykowali zarys programu. Nie zgadzali się na wykorzystywanie niepełnosprawności, jako tła dla przemyśleń celebrytów w stylu "inni mają gorzej, więc ja docenię to, co mam". Czy ich obawy były uzasadnione?
Jestem świeżo po pierwszym odcinku "To tylko kilka dni". Już sam tytuł programu jest prowokacyjny, bo nikt, poza osobą z niepełnosprawnością oraz jej opiekunami nie jest w stanie zrozumieć, na czym polega życie z chorobą albo zaburzeniem. To przecież nie jeden czy dwa dni, bo właśnie tyle spędził z cierpiącym na czterokończynowe porażenie mózgowe Mateuszem Misiek Koterski. Już na początku widać dosyć "luźny" sposób realizacji programu - możemy przeczytać, że chłopak "ma super rodzinę i wiele planów". W tle gra hiphopowy utwór, a grafiki przedstawiające bohaterów show zostały stworzone w stylu pop art.
Zobacz też: "To tylko kilka dni". Ola Petrus ostro o programie "Cudowni rycerze na białych rumakach"
Po obejrzeniu pierwszych kilku minut można założyć, że program przedstawi Mateusza jako silnego, nieodstającego od innych obywatela, który chce i potrafi cieszyć się z tego, co ma. To jeden z dwóch najczęściej powtarzających się sposobów pokazywania życia osoby z niepełnosprawnością - drugą opcją jest skupienie się na aspektach braku wsparcia ze strony państwa, trudnej miłości, cierpieniu całej rodziny i lęku, co będzie dalej. Zazwyczaj przemawiają wtedy opiekunowie - matki, które boją się, jak syn czy córka poradzi sobie, gdy zabraknie rodziców. Tego nie ma w "To tylko kilka dni". Tutaj widzimy głównie bohatera, Mateusza, który sam opowiada swoją historię. Pragnie stać się niezależny, wyprowadzić od rodziców. Chłopak skończył studia, pracuje jako grafik, chce się ożenić. Uważa, że to nie on ma źle, a osoby, które nie potrafią doceniać tego, co mają i doszukują się ciągłych trudności na swojej drodze.
Nikt nie potrzebuje litości i ludzie muszą sobie to uświadomić. Wtedy nam będzie po prostu lepiej, nie? - mówi Mateusz do Miśka w pewnym momencie.
Wydaje się, że konwencja programu sprowadza się właśnie do takiego sposobu pokazania życia uczestnika - bez stygmatyzowania i sprowadzania do roli "ofiary". Ale czy na pewno? Widać tu też inny cel - nadawanie Mateuszowi cech bohatera, pokazywanie, że sobie radzi i to dobrze radzi. Pragnie niezależności i ma świadomość swojej niepełnosprawności, ale widzi też rozwiązania, które pozwolą mu funkcjonować bez opieki. Ale przecież Mateusz nie wybrał tego, że jest chory, ani w jakim stopniu jest chory. Radzi sobie adekwatnie do sytuacji, pomagają mu w tym jego cechy charakteru, dzięki którym "chce do czegoś dążyć". Nie nazywamy kogoś bohaterem z powodu przezwyciężania trudności, nie wydaje się więc, by było to potrzebne w kontekście osób z niepełnosprawnością - to tylko tworzy niepotrzebny podział na "nich" i "nas".
A co w tym wszystkim robi Misiek? Organizuje Mateuszowi czas, pomaga w codziennych czynnościach, rozbawia. Ale czy do tego naprawdę potrzeba znanej twarzy na ekranie? Czy nie wystarczyłaby sama osoba Mateusza jako swego rodzaju ambasadora osób z niepełnosprawnością, bez przyklejania do niego celebryty? Dysproporcja dotycząca pokazywania niepełnosprawności w mediach jest ogromna i dobrze, że coraz częściej powstają programy, które udowadniają, że to nie tabu. Ale robienie show, w którym widzimy Mateusza i Miśka to znowu dzielenie świata na "ich" i "nas" - "niepełnosprawnych" kontra "aktorów". Czy naprawdę tu potrzeba takiego pośrednika, by temat był atrakcyjny, warty uwagi? Raczej nie.
Tymczasem już w opisie programu możemy przeczytać, że to "spotkanie dwóch światów". A świat jest przecież jeden. Pozwólmy być osobom chorym jego częścią, nie dzielmy dodatkowo, bo takie nazewnictwo tworzy kolejny, niewidzialny mur. Przecież w mediach jest coraz więcej przykładów na to, że niepełnosprawność pozwala na robienie wspaniałych rzeczy, a ludzie chcą tego słuchać i nie potrzeba do tego "gwiazdy", która będzie błyszczała.
Najlepszym przykładem są tutaj chociażby wspomniani wcześniej Ola (13 tysięcy obserwujących na Facebooku) i Wojtek (83 tysiące fanów na Instagramie), którzy zbudowali swoją popularność nie tylko i wyłącznie na mówieniu o chorobie, ale głównie na swoich dokonaniach, ciekawych dla świata opiniach.
Dużo było tutaj śmiechu, zabawy, normalności, ale przecież chcąc pokazać, jak żyje osoba z niepełnosprawnością przez tytułowe "kilka dni", warto zwrócić uwagę także na te mniej przyjemne aspekty. Inne, niż zapewnienie osobie z niepełnosprawnością atrakcji i pokazanie w telewizji, że umie się cieszyć z życia. Oczywiście, widzimy też jej codzienne zmagania - ubranie, nakarmienie czy pomoc przy zniesieniu po schodach, ale przecież to tylko wierzchołek góry lodowej. Gdzie w tym wszystkim m.in. potrzeba ciągłej opieki, walka z urzędami o każdy grosz, długie oczekiwanie na wizytę u specjalisty?
Oczywistym jest, że program ma zapewnić widzowi rozrywkę, ale skoro nasza gwiazda spędza ten czas przekonaniu, że zobaczy, jak wygląda takie życie na co dzień, warto byłoby pokazać temat szerzej. W opisie programu jest napisane przecież, że dla naszej gwiazdy to "będzie czas na chwilę refleksji", a skoro w przypadku Miśka Koterskiego tą refleksją było to, że "miłość jest w stanie przezwyciężyć wszystkie trudności", nie wydaje się, że podsumowanie jest nieco płytkie w kontekście licznych problemów, z jakimi zmaga się osoba z niepełnosprawnością? Oczywiście, Misiek może mieć taką opinię, może to być też "luźne" przedstawienie tematu, ale to, co zapowiada opis wskazuje, że realizacja lekko minęła się z pierwotnym celem. Czy to program warty obejrzenia? Trudno powiedzieć. Wszystko zależy od naszych oczekiwań, bo temat jest uproszczony i skupiony na pozytywnych aspektach. Czy to "burzące stereotypy spotkanie dwóch światów"? Raczej nie, więc widzowie oczekujący nowego spojrzenia na tę kwestię raczej mogą czuć się rozczarowani.