• Link został skopiowany

Tylko u nas! Wygrała "Hell's Kitchen", teraz szuka mieszkania. "Część nagrody przeznaczę na start w Warszawie i wygodne buty" [WYWIAD]

W pierwszym odcinku zemdlała z wrażenia. W ostatnim, kiedy się dowiedziała, że wygrała, mało brakowało, a znowu by to zrobiła. Teraz czeka ją przeprowadzka do Warszawy i poszukiwanie mieszkania. Rodzina wydaje się zadowolona: "Będzie mniej moich krzyków w domu" - opowiada Katarzyna Domańska, zwyciężczyni wiosennej edycji "Hell's Kitchen".

Jacek Zalewski, Plotek.pl: W pierwszym odcinku zemdlałaś. Kiedy dowiedziałaś się, że wygrałaś, nie bałaś się, że możesz to zrobić ponownie?

Katarzyna Domańska - Obawiałam się, że może być powtórka i program mógłby się skończyć tak, jak się zaczął. Emocje jednak ciągle szły w górę i byłyśmy do nich przyzwyczajone. Ze stresu nawet za bardzo nie pamiętam, co się działo na scenie, pamiętam radość. Omdlenie sugerowało, że masz kłopoty z panowaniem nad stresem. W finale za to sprawnie zarządzałaś całą ekipą. Dowodzenie masz we krwi czy wyuczyłaś się go?

- Myślę, że zdolności przywódcze mam od zawsze. Na gotowaniu się jeszcze nie znam, ale wydawało mi się, że dobrze mi to wychodzi. Dowodzenie czy gotowanie?

- Zdecydowanie lepiej wychodzi mi dowodzenie.

Jedną z nagród jest praca w "Atelier Amaro". To chyba oznacza przeprowadzkę z Katowic?

- Tak, to oznacza przeprowadzkę, a ona z kolei oznacza wywrócenie całego mojego życia do góry nogami. Nie spodziewałam się, że tak szybko będę musiała się przeprowadzić. Myślę jednak, że ta praca jest tego warta, nie tracę czasu i już prawie pakuję walizki.

mat. prasowe

Teraz jesteś w Katowicach. Kiedy zaczynasz pracę u Amaro?

- Jeszcze nie kontaktowałam się z szefem, więc zadzwonię się upewnić, czy na pewno dostanę tę pracę! Jeśli się nie rozmyśli, to plan jest taki, że zaczynam pierwszego czerwca.

Masz już gdzie mieszkać w Warszawie?

- Dopiero będę czegoś szukać, mam nadzieję, że pójdzie mi to dość sprawnie.

Jak rodzina zareagowała na twoją przeprowadzkę?

- Chyba się cieszą, będzie mniej moich krzyków w domu. Rozłąka na początku będzie trudna, ale odległość między Warszawą i Katowicami nie jest duża, więc mam nadzieję, że często będę jeździć do domu.

Wiesz już, jak długo będziesz tam pracować?

- Szczerze mówiąc, nie miałam okazji rozmawiać z szefem Amaro o tym, jak będzie wyglądała nasza współpraca. Mam nadzieję, że trochę wytrzymają ze mną, bo to szansa, żeby uczyć się, a jeżeli ktoś jak ja wiążę przyszłość z gastronomią, to jest to szansa jeden na milion.

Raczej jeden na czternaście, bo tylu Was było w programie...

- Tak... (śmiech)

Bałaś się szefa Amaro?

- Może nie mówiłabym o strachu, ale respekcie, bo jest to jeden z najlepszych kucharzy w Polsce.

Jaki jest, kiedy gasną reflektory i przestają pracować kamery? Równie trudny?

- Szczerze mówiąc, nie mieliśmy z nim dużego kontaktu poza kamerami, ale szef ma duże poczucia humoru i jeśli miałabym wskazać, co się ujawnia poza kamerą, to właśnie to: poczucie humoru.

W finale serdecznie uściskałaś się z Marcinem. Zostało to skomentowane tak, że lepiej, żeby nie widziała tego jego żona. Bardzo się zaprzyjaźniliście?

- Nie wiem, jak to mam skomentować. Marcin jest moim dobrym kolegą, dogadywaliśmy się w domu. Czy się czule przytuliliśmy? Chyba nie, bo z każdym przywitałam się równie serdecznie, ale produkcja akurat to wyciągnęła.

W jednym z odcinków pojawił się syn szefa Amaro. Czy to wpłynęło na jego zachowanie na planie? Złagodniał, a może wręcz przeciwnie?

- Cały ten odcinek wszystkich rozczulił i mam wrażenie, że nie tylko szef, ale wszyscy mieliśmy inne podejście. A zachowanie szefa? Może dzieci go rozmiękczają, nie wiem. Jak powiedziałam, ma dużą dozę poczucia humoru.

mat. prasowe

Co sądzisz o odcinku z celebrytkami w roli pomocnic? Przydały się w kuchni?

- Ja akurat miałam okazję współpracować z Małą Anią z "Warsaw Shore" i nie przeszkadzała mi. Mimo że miałam związane ręce i korciło mnie, żeby przyspieszyć tempo współpracy, to Ania radziła sobie świetnie, dzięki niej zdobyłam punkt, więc jestem zadowolona. Wiem za to, że Roland miał problemy z Jolą Rutowicz.

Co czułaś, kiedy prezentowałaś swoje dania szefowi Amaro?

- Zawsze mi waliło serce, bo uważałam, że moje dania nie są na miarę szefa Amaro. Często też miałam tak, że krew mi odpływała z mózgu. To jednak za każdym razem był ogromy stres.

Te omdlenia to coś poważnego?

- Zdarzają mi się, ale to bardziej fizjologia niż stres, choć stres na pewno też swoje dołożył. Wtedy, w pierwszym odcinku, jeszcze się łudziłam, że jak poproszę o szklankę wody, to kamery zostaną wyłączone, jednak pozostały włączone.

Łatwo jest w ciągu jednej nocy wykuć na blachę całe menu?

- Nie, to na pewno nie jest łatwe, było to menu stworzone przez szefa Amaro i może nie należało do najtrudniejszych, ale kiedy je analizowałam po raz pierwszy, to nawet nie znałam niektórych składników. Do tego dochodziła presja czasu. Nie w pierwszą noc, ale już po drugiej znałam je mniej więcej.

Opowiedz o swoim najtrudniejszym momencie w programie.

- Tych momentów było sporo, to jest program złożony na przemian z trudnych momentów i z radosnych. Myślę, że najtrudniejszy był ten z odcinka, w którym ze względu na stres i brak wiary w siebie kompletnie się wycofałam i zablokowałam. To było widać na jednym z serwisów.

Czy jest jakiś chłopak, z którym będziesz świętowała zwycięstwo?

- Nie, chyba będę świętować w gronie rodzinnym, bez chłopaka...

Czujesz, że program cię zmienił?

- Na pewno. Kurczę, dostałam dużą dawkę pewności siebie, umiejętności kulinarnych, ale jeśli chodzi o moje gotowanie, to jestem na początku. Program uświadomił mi, jak wiele nauki przede mną, żeby osiągnąć poziom, który mnie zadowoli.

Na co przeznaczysz 100 tysięcy?

- Część na pewno na start w Warszawie, no i na wygodne buty do pracy.

Jesteś bardzo młoda (Katarzyna Domańska ma 20 lat - red.). Zwycięstwo wpłynęło jakoś na twoje plany życiowe?

- Wcześniej zdawałam na medycynę, nie udało się. Na casting zgłosiłam się, żeby sprawdzić, czy gotowanie może być moją drogą na przyszłość. Okazało się, że chyba tak. Teraz mam wytyczony plan. Znalazłam swoją drogę i mam nadzieję, że miejsce w życiu też.

Masz w planach jakieś studia?

- Jak poukładam sobie wszystko w Warszawie i będę wiedziała, ile czasu trzeba będzie poświęcić na pracę w "Atelier", to rozważę też studia.

Większość zwycięzców programów kulinarnych marzy o własnej restauracji. Jakie są twoje marzenia?

- Tu chyba cię zaskoczę, bo ja na razie nie myślę o własnej restauracji. Najpierw chciałabym się dużo nauczyć, mam głód wiedzy. Na restaurację nie jestem gotowa nie tylko ze względu na brak umiejętności, ale także wewnętrznie. Nie jest to na razie moje marzenie, ale nie wykluczam, że kiedyś to się zmieni.

Rozmawiał Jacek Zalewski

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

  • Link został skopiowany
Więcej o: