Weronika Marczuk jeszcze w pierwszej połowie 2009 roku była jedną z największych gwiazd telewizji w Polsce. Była jurorką "You Can Dance" i prowadziła swój cykl reportaży o Ukrainie w "Dzień Dobry TVN". 23 września zatrzymało ją CBA. Dziś opowiada "Gali" , jak to wyglądało:
Prokuratura ma 48 godzin od zatrzymania, żeby zadecydować, czy będzie stawiać zarzuty i skieruje do sądu wniosek o ewentualny areszt, czy nie - mówi o najgorszym momencie w tamtym czasie Weronika. - To był największy stres, wręcz ból fizyczny. W czasie spotkania z panią prokurator, odmówiłam zeznań, ponieważ obowiązuje mnie tajemnica radcy prawnego, a chodziło o sprawę mojego klienta. Paradoks tej sytuacji polegał na tym, że cała Polska wiedziała, że Tomasz Małecki to był podstawiony facet, agent, który półtora roku nade mną pracował, a ja tam, w tym pokoiku CBA, nadal nie miałam o tym pojęcia.
I dodaje:
Ja od tamtego momentu płaczę często, po cichu. Natomiast wtedy bardzo płakałam... (milczenie). Następnego dnia w sądzie też nie wytrzymałam, mimo że obiecałam sobie, że będę twarda, nie dam im satysfakcji i ani jednej łzy nie puszczę. Nie dałam rady... Wydawało mi się, że świat się kończy.
Marczuk odniosła się także do zachowania byłego męża Cezarego Pazury, który prosił Weronikę aby nie używała jego nazwiska:
Nie chciałabym podejmować tego tematu... (milczenie). Powiem pani tylko jedno: w odróżnieniu od wszystkich ludzi, którzy się temu dziwią, ja się nie zdziwiłam. Boli mnie to nadal, ale się nie zdziwiłam (milczenie).
Cały wywiad pod tym linkiem.
Mrock