Z dniem 24 kwietnia Hanna Lis nie pracuje w TVP. Dziennikarka nie zgadza się z tą decyzją, jak podaje Gazeta.pl.
- Zgodnie z tym, czego się spodziewałam wręczono mi wymówienie. Nie było to dla mnie zaskoczeniem. Pretekstem jest to, że złamałam zasady etyki dziennikarskiej TVP przez samowolną zmianę treści czytanego materiału. Tym "naruszeniem" było nieprzeczytanie przeze mnie nieprawdziwej informacji o tym jakoby pani Prof. Lena Kolarska - Bobińska była szefową Instytutu Spraw Publicznych. Otóż nie była. To zdanie zostało dopisane mi bez mojej jakiejkolwiek wiedzy. Wbrew temu co twierdzi szef "Wiadomości" pan Jan Piński - mówi Lis.
Lisica tak tego nie zostawi. Chce iść do sądu i ma zamiar wygrać.
- Absolutnie będę się od tej decyzji odwoływać do sądu. Na razie konsultuję tę sprawę z prawnikiem - zaznacza Lis. Dodaje, że bardzo poważnie rozważa wytoczenie procesu Janowi Pińskiemu, który naruszył moje dobra osobiste poddając w wątpliwość moją rzetelność dziennikarską. - Za to najprawdopodobniej spotkamy się w sądzie. Moim adwokatem będzie mec. Jacek Dubois, z którym zresztą pan Piński przegrał już pięć procesów o naruszanie dóbr osobistych ludzi, których opisywał w materiałach we "Wprost".
Nic dziwnego, że chce walczyć. Honor honorem, ale Hanna Lis zarabiała 60 tysięcy złotych miesięcznie i pewnie odczuje zakręcony kurek z wypłatą. Co więcej, ma małe szanse na znalezienie pracy z podobnym wynagrodzeniem w żadnej innej stacji telewizyjnej.
"Kuriozalne naruszenie zasad w TVP. Wystąpię do sądu"