Mariusz Szczygieł nie boi się zabierać głosu w sprawach ważnych społecznie i politycznie. Dziennikarz często wykorzystuje swoje profile w mediach społecznościowych, by komentować bieżące wydarzenia i zjawiska, które budzą emocje i dzielą opinię publiczną. Tak było i tam razem.
Mariusz Szczygieł 2 maja zamieścił na instagramowym koncie emocjonalny wpis, w którym podjął temat nadużywania wizerunku znanych osób do budowania własnego autorytetu i wiarygodności. Dziennikarz zamieścił zdjęcie Karola Nawrockiego i Donalda Trumpa wykonane podczas spotkania prezesa IPN oraz prezydenta Stanów Zjednoczonych. Pisarz opisał zjawisko, które zaobserwował u niektórych ludzi, szczególnie mężczyzn, polegające na wykorzystywaniu przypadkowych zdjęć z celebrytami, politykami lub artystami do własnych celów promocyjnych. "Widziałem mail osobnika, który w swojej poczcie miał na stałe wklejone pięć zdjęć ze znanymi osobami. Do kogokolwiek wysyłał maila, to adresat widział, że osobnik stoi z Prokopem, Korą, Malchovichem, Dudziak i Szycem" - wyjawił dziennikarz.
Punktem wyjścia do szerszej refleksji nad omawianym tematem dla Mariusza Szczygła stała się wspomniana już fotografia Karola Nawrockiego i Donalda Trumpa. Zdaniem dziennikarza, takie zdjęcie to nie tylko gest autopromocyjny, ale też deklaracja poparcia dla wszystkiego, co uosabia prezydent USA. Przy okazji pisarz zdecydował się pewne porównanie. "Równie dobrze mógł to zrobić z Putinem. Dwóch przemocowców i cyników, którzy chwycili zachodni świat za twarz i mocno trzymają. Są siebie warci. Nawrocki, fotografując się z Trumpem, daje komunikat: akceptuję jego chamstwo, cynizm, ignorancję podlaną pewnością siebie, autorytaryzm"- ocenił. Na koniec Szczygieł podkreślił, że w Polsce niechęć do prezydenta USA rośnie dynamicznie, co czyni gest Nawrockiego nie tylko kontrowersyjnym, ale też politycznie ryzykownym. Szczygieł zasugerował, że takie działanie może świadczyć o desperacji. Zwrócił także uwagę, że gest kandydata na prezydenta może przynieść więcej szkody niż pożytku.