Niedawno jedną z uczestniczek "Naszego nowego domu" spotkała przykra sytuacja. Sąsiedzi zniszczyli elewację świeżo odnowionego domu pani Lidii ze Szczytna. Katarzyna Dowbor odniosła się to tej sprawy, a także przybliżyła widzom kulisy programu. W rozmowie z dziennikarką Gazety.pl opowiedziała, na jakiej podstawie wybierają bohaterów poszczególnych odcinków, kiedy wiadomo, że odbędzie się remont, a także, jaki jest jeden z zapisów w umowie.
Zniszczenie domu pani Lidii poruszyło Dowbor, która przyznała, że było jej przykro, kiedy dowiedziała się o tym fakcie. Jednak najbardziej było jej szkoda uczestniczki, która niczemu nie zawiniła.
Są ludzie i ludziska, trudno. Choć oczywiście było mi przykro, a przede wszystkim żal tej kobiety, która nic złego nie zrobiła. Nikogo nie skrzywdziła. Ale co mogłam poradzić na tę sytuację? Po prostu niektórzy twierdzili, że to oni powinni mieć wyremontowany dom, a nie ta pani. Że to im się bardziej należało i w ten sposób odreagowali swoją frustrację - wyznała.
Jak pani Lidia dostała się do programu? Tak, jak może dostać się każdy, kto spełni następujące warunki.
Na początek trzeba wypełnić zgłoszenie dostępne na stronie Telewizji Polsat w zakładce "Nasz nowy dom". Nie możemy wybrać kogoś, kto nie ma swojego mieszkania, mieszka w lokum gminnym czy służbowym. Zgłoszenie jest później weryfikowane przez produkcję. Jeśli wszystko jest w porządku, ekipa jedzie na wizję lokalną. W ekipie jest nasz szef budowy i architekt, którzy muszą dany dom zakwalifikować do programu. Gdy przyjeżdżamy i na miejscu się okazuje, że dom ma 300 metrów kwadratowych, wyremontować go nie możemy. Mamy określoną kwotę do wydania i gdybyśmy ją przeznaczyli tylko na jeden duży dom, zabrakłoby dla innych - powiedziała.
Po takim rozeznaniu rodzina nadal nie ma pewności, że zostanie wybrana do programu i czy remont odbędzie się właśnie w ich domu.
Zwykle wybrana rodzina jest zaskoczona, bo do końca nie wie, czy na pewno przyjadę. Jest moment takiego "wow", które objawia się albo łzami i przytulaniem, albo konsternacją. Ja muszę się jeszcze zorientować, jaka jest sytuacja rodziny. I dopiero wtedy podejmuję ostateczną decyzję. Prace w jednym domu trwają pięć dni. Ja jestem na miejscu przez cały ten czas, raz na budowie, a raz spełniając inne marzenia gospodarzy- dodała Dowbor.
Prowadząca programu powiedziała też, że rodziny są bardzo wdzięczne za pomoc, jaką dostały. Często zdarza się, że po skończonym remoncie, bohaterowie dzwonią do produkcji i dopiero wtedy dzielą się wrażeniami i spostrzeżeniami, ponieważ wcześniej byli bardzo przejęci. Mimo, że uczestnicy kontaktują się osobami odpowiedzialnymi za realizację projektu, sama Dowbor nie szuka z nimi kontaktu.
Uważam, że nie powinnam tego robić. Oni mają swoje życie, a ja swoje. Nie chcę też, żeby bohaterowie programu mieli poczucie, że ich kontrolujemy. Po zakończeniu programu nie kontrolujemy tych rodzin. Mój dom jest moją twierdzą.
Po skończonym programie ekipa nie śledzi losów poszczególnych rodzin. Daje im swobodę w działaniu i nie ingeruje w ich prywatność.
Niektórzy pytają, czy mogą po swojemu przestawić meble. Mówię wtedy: Ludzie, to jest wasz dom. Możecie zmienić wszystko. W umowie jest jedynie zapis, że nie mogą przez pewien czas tego domu sprzedać
Program "Nasz nowy dom" pomógł już ponad stu rodzinom. Na antenie Polsatu zostanie wyemitowany specjalny odcinek. Emisja odbędzie się 3 grudnia o godzinie 17.15.
MT