Jarosław Bieniuk w 2014 roku bardzo przeżył śmierć swojej wieloletniej partnerki, Anny Przybylskiej. Jak wyznał w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego", to głównie piłka nożna pomogła mu się pozbierać po tragedii, jaka go spotkała.
Czasami mam takie momenty, że wracam, wspominam. Ale staram się patrzeć do przodu. Najlepszą terapią zawsze był dla mnie sport. Wyciągał mnie z tarapatów.
W tej samej rozmowie przyznał, że po śmierci Przybylskiej wszystko się zmieniło.
Dzieci, bliscy, praca - to trzyma mnie w pionie. W 2014 roku straciłem nie tylko najbliższą mi osobę, ale również całe dotychczasowe, poukładane życie. I piłkę, bo skończyłem karierę. Wszystko się skumulowało. Na szczęście później futbol znów mnie uratował, dał kopa, by iść dalej - wyznał Bieniuk w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".
Sportowiec podkreśla, że śmierć Ani przewartościowała całe jego dotychczasowe życie. Samotnie wychowuje troje dzieci: 15-letnią Oliwię, 11-letniego Szymona i 6-letniego Jasia. Wcześniej często to piłka nożna była u niego na pierwszym planie. Zdradził, że przed chorobą aktorki nie doceniał szczęścia, jakie posiadał.
Kiedyś więcej mnie w domu nie było, niż byłem. Wracałem z treningów, meczów, starałem się spuszczać ciśnienie. Dziś to ja muszę trzymać wszystko w ryzach. Wychowanie dzieciaków to ogromne wyzwanie (...). Bardzo wspierają mnie rodzice, mama z nami mieszka, tata jest blisko, mama Ani też cały czas pomaga.
W rozmowie z magazynem wielokrotnie akcentował, że teraz jest zupełnie innym człowiekiem.
Wydaje mi się, że na zewnątrz wiele się nie zmieniłem. Moi znajomi pewnie by powiedzieli, że wciąż jestem wesoły, energiczny. Ale wewnętrznie zmieniłem się bardzo. Inaczej patrzę na życie - podsumował.
MM