Była piękną kobietą. W wyniku pożaru jej twarz została zniekształcona. Teraz pojawiła się na okładce "Women's Weekly" udowadniając, że prawdziwe piękno tkwi w człowieku.
Jej losy to niezwykła opowieść o dramacie, uporze i przezwyciężeniu samej siebie. Turia Pitt miała 24 lata, była śliczną blondynka i początkującym inżynierem górnictwa, kiedy 5 września 2011 roku wystartowała w 100-kilometrowym maratonie w Kimberley w Australii. Kiedy na trasie maratonu wybuchł pożar lasu, Turia i kilku innych biegaczy zostało uwięzionych w wąwozie. Po dramatycznej akcji przy użyciu śmigłowca została uratowana i z ciężkimi obrażeniami trafiła do szpitala. Okazało się ma poparzoną twarz, szyję, ramiona, ręce i nogi, w sumie prawie 70 proc. ciała.
Żeby pozbyć się straszliwych blizn, Turia Pitt przeszła w sumie 16 operacji plastycznych. Efekt wciąż jest niedoskonały i przed Turią wciąż wiele bolesnych zabiegów. Dlatego jeszcze do niedawna nigdzie nie pokazywała się bez maski zakrywającej twarz. Zdecydowała się ja zdjąć dopiero w telewizyjnym programie "60 minut".
Cieszę się, że ją mam. Ale teraz, cóż, już jej nie potrzebuję - powiedziała w programie robiąc dramatyczny coming out.
<< TAK TURIA PITT WYGLĄDAŁA PRZED WYPADKIEM >>
Screen z Instagram.com/turiapittTuria Pitt była przed wypadkiem piękną dziewczyną. Pogodzenie się z bliznami po oparzeniach było długim procesem. Musiała najpierw zaakceptować swoją inność, żeby móc ją pokazać innym. Musiała też w końcu nabrać odwagi, by stawić czoła ludzkiej ciekawości.
Wszyscy mnie pytają, jak wyglądam. I mówią: "Wyglądasz nieco inaczej, ale wszystko będzie dobrze". Więc pomyślałam: "Cóż, nie mam żadnych włosów i rzeczywiście wyglądam nieco inaczej - opowiadała w programie.
Turia wciąż przechodzi bolesną rehabilitację. Aktualnie przebywa w specjalistycznej klinice we Francji. Jest tam pod opieką lekarzy, którzy starają się jeszcze bardziej wygładzić jej skórę. Niewykluczone, że w przyszłości przejdzie również operację przeszczepu twarzy, ale przyznaje, że nie będzie to tylko jej decyzja, ale również jej chłopaka, Michaela Hoskina.
To nie tylko moja sprawa, oboje musimy to przemyśleć, ponieważ to on będzie musiał patrzeć na tę twarz - mówiła.
Michael po wypadku nie opuścił dziewczyny. Jest obok i cierpliwie ją wspiera przez cały okres leczenia.
Myślę, że jesteś bardzo szczęśliwy, kiedy myślisz, że umrze, a potem widzisz, że zaczyna znowu żyć - mówił Michael w tym samym programie.
Maraton, w którym Turia Pitt i wielu innych odniosło obrażenia, został zorganizowany przez firmę "Racing The Planet", która jednak nie czuła się odpowiedzialna za wydarzenia, choć wiedziała o ryzyku pożaru lasu w tamtej okolicy w dniu imprezy. Sprawa trafiła zatem do sądu. Oprócz Turii pozew wniosła również Kate Sanderson, kolejna zawodniczka, która w feralnym biegu uległa podobnym poparzeniom. Jak czytamy w Dailymail.co.uk, Michael Hoskin powiedział, że sprawa zakończyła się pozasądową ugodą i wypłaceniem poszkodowanym odszkodowania na nieujawnioną sumę.
Trudno powiedzieć, czy to dobry czy bardzo dobry rezultat. Tu nie ma wygranych, cieszymy się, że mamy to za sobą i możemy iść żyć dalej.
Głos zabrał również Greg Walsh, adwokat Turii Pitt.
Jestem szczęśliwy, że ona i jej chłopak mają tę sprawę za sobą.
Chociaż nie znamy kwoty ugody, jaką Pitt zawarła z Racing The Company, znamy sumę, jaką ona i Kate Sanderson otrzymały od rządu w Waszyngtonie jako "akt łaski": 450 tysięcy dolarów.
Te pieniądze mają złagodzić ich obciążenia finansowe i pomóc w szukaniu dalszych rozwiązań - powiedziała minister turystyki Zachodniej Australii, dr Kim Hames.
Blizny po wypadku w trakcie maratonu Turia Pitt będzie miała już do końca życia. Jednak nie zrezygnowała z walki o siebie. Podjęła pracę jako trener motywacyjny i napisała książkę "Wszystko dla życia. Inspirująca opowieść Turii Pitt". Wróciła także do sportu: przejechała rowerem pół Australii, przebyła pieszo Wielki Mur Chiński i przepłynęła w zawodach pływackich dystans 20 km. Gdy zaś ostatnio pojawiła się bez maski na okładce lipcowego "Women's Weekly", to chociaż pisma nie ma jeszcze w sprzedaży, dziennikarze już teraz wieszczą, że będzie to jedna z najważniejszych okładek tego roku.
alex