Beata Szydło w dniu swojej dymisji z urzędu premiera Polski miała na sobie żółtą garsonkę. Kolor na tyle rzadko spotykany w polityce, iż nie było żadnych wątpliwości co do jego symbolicznego znaczenia. To zresztą już drugi raz, kiedy Beata Szydło założyła tę garsonkę - pierwszy był w marcu, podczas szczytu Unii Europejskiej w Rzymie.
Premier wtedy spotkała się z zarzutami, że dość swobodnie podchodzi do protokołu i że raczej nie powinna na tak ważne spotkanie ubierać się równie krzykliwie. Są jednak sytuacje, w których żółty jest uzasadniony. Doktor Janusz Sibora, autor książki "Protokół dyplomatyczny i ceremoniał państwowy II RP" uważa, że w czwartek żółty strój pozwolił dymisjonowanej premier zachować twarz i podkreślić niezależność.
Prywatnie cieszę się, że ubrała się na żółto, bo to znaczy, że przeczytała krytyczne teksty i wyciągnęła z nich wnioski. O ile żółty w Rzymie był niestosowny, to w czwartek był rodzajem zbroi. Żółty zakładamy, kiedy mamy problemy z komunikowaniem, kiedy chcemy zwrócić na siebie uwagę. To idealny kolor w takiej sytuacji. Wtedy komunikujemy nim: patrzcie na mnie, ja jestem, ja do was mówię. Widzę, że była już pani premier nauczyła się walczyć i wykorzystywać do tego kolory - mówił dr Sibora w rozmowie z Plotek.pl.
Zwrócił też uwagę na różnice w planowaniu stroju przez Beatę Szydło i np. Angelę Merkel. Kanclerz Niemiec bardzo precyzyjnie dobiera sobie kreacje do sytuacji i gdy rozmawia z reprezentantami różnych frakcji unika kojarzonych z nimi kolorów.
U nas ubiór Beaty Szydło był podyktowany bardziej ideologicznie. Pamiętajmy, nad tym wszystkim ciążyła ideologia PiS-u, zatem musiał być dostosowany do miasteczka 10-12 tysięcy, nie mógł być zbyt ekskluzywny. Wizerunek małżonki prezydenta jest z kolei zupełnie inny od swojskiego wizerunku pani premier. Ten jest bardziej dostosowane do elektoratu i do określonej części Polski, Polski powiatowej - tłumaczył naukowiec.
Nieodłącznym elementem garsonek byłej premier są broszki. O ile np. u Madeleine Albright pełnią bardzo ważną funkcję komunikującą, to w przypadku Beaty Szydło są raczej obiektem żartów. Dr Sibora uważa, że ten aspekt garderoby nie został należycie przemyślany.
Trudno mi wyrokować o wartości artystycznej tych wyrobów, poza tym często je zmieniała. Uważam jednak, że powinna zamówić albo wybrać kilka broszek wykonanych przez polskich bursztyniarzy i z polskiego bursztynu - i w ten sposób propagować nasz bursztyn. Albo wykorzystać kamienie półszlachetne z Dolnego Śląska. Ktoś jej źle doradził - mówił dr Sibora.
JZ