Więcej informacji na temat gwiazd zagranicznego show-biznesu na stronie głównej Gazeta.pl
Trwa proces Amber Heard i Johnny'ego Deppa. Aktualnie zeznania składa aktorka "Aquamana". Dotychczas mogliśmy zobaczyć (przypomnijmy, że proces jest transmitowany na żywo), jak zalewa się łzami, opowiadając o napaści seksualnej, której Johnny Depp miał się wobec niej dopuścić. Heard mówiła też o przemocy fizycznej, której miała być ofiarą. Teraz wyznała, że musiała złożyć papiery rozwodowe, bo bała się o swoje życie.
Związek Amber Heard i Johnny'ego Deppa był krótki i burzliwy. Spotykali się cztery lata, małżeństwem byli zaledwie 15 miesięcy. Oboje twierdzą, że byli ofiarami przemocy fizycznej. Depp zeznał, że była żona podczas domowej awantury rzucała w niego butelkami wódki. Jedna z nich eksplodowała, odcinając koniuszek palca prawej ręki aktora. Heard z kolei pod przysięgą przyznała, że były mąż zgwałcił ją butelką.
Teraz, podczas procesu, gwiazda zeznała, że podczas jednej z awantur w 2016 roku Depp miał też rzucić w nią telefonem. Żeby udowodnić swoje słowa, pokazała zdjęcie, które miało zostać zrobione po awanturze. Miała na nim spuchniętą twarz. Jednocześnie zeznała, że przemoc domowa była obecna w ich związku stale. Heard twierdzi, że czuła się ciągle zagrożona. To właśnie dlatego złożyła papiery rozwodowe.
Wiedziałam, że muszę go opuścić. Wiedziałam, że nie przeżyję, jeśli tego nie zrobię. Podjęłam decyzję o wniesieniu sprawy o rozwód. To było trudne, ponieważ tak bardzo kochałam Johnny'ego - przytacza jej słowa portal www.abc.net.au.
Usłyszeliśmy też, że incydent z telefonem uświadomił Heard, że małżeństwo mimo prób naprawiania go, rozpada się.