Björk dorastała w komunie hippisowskiej, a do szkoły przyszła pewnego dnia ubrana jedynie w prześcieradło. Zadebiutowała w wieku 12 lat, jako 14-latka założyła zespół muzyczny, a przed 20. urodzinami została matką. Nie przeszkodziło to artystce w karierze, nie zniszczyły jej też ani kontrowersje, które nieustannie wzbudza, ani incydenty, z niechlubnym pobiciem dziennikarki na lotnisku w Bangkoku na czele. Zajęła 60. miejsce w zestawieniu "100 najlepszych wokalistów wszech czasów" sporządzonym przez magazyn "Rolling Stone", a wykonywana przez nią piosenka "I’ve seen it all" była nominowana do Oscara. To właśnie wówczas, podczas ceremonii gwiazda pojawiła się w słynnej łabędziej sukni. W produkcji swoich teledysków często wykorzystuje nowoczesne technologie, a efekty są bardzo zaskakujące. Podobnie, jak jej kostiumy. Björk nazywano już potomkinią elfów, wiedźmą, dziwaczką, ale też artystką totalną. Tymczasem ona nie daje się zaszufladkować, nieustannie wymykając się schematom. Jaka jest naprawdę? To wie chyba tylko ona sama.
Jej imię oznacza po islandzku "brzoza". Matka Björk Guðmundsdóttir zawsze była ekscentryczna, trudno więc się dziwić, że dla córki, którą wydała na świat, nie mając nawet dwudziestu lat, wybrała oryginalne imię. Mała Björk szybko zrozumiała, że jej dzieciństwo nie będzie zwyczajne - ojciec opuścił rodzinę wkrótce po narodzinach córeczki, która odtąd dorastała w otoczeniu wielu innych przyszywanych "tatusiów" i "mamuś" - członków komuny hipisowskiej. Ostoją normalności była babcia ze strony ojca, na wskroś konserwatywna. Dziewczynka okazała się jednak bardziej podatna na artystyczne wpływy - od dziecka kochała śpiewać, a pewnego razu w szkole pojawiła się ubrana jedynie w prześcieradle, z otworem wyciętym na głowę. Ponoć zrobiła to, ponieważ nie chciało jej się ubierać.
Björk szybko musiała nauczyć się, jak samodzielnie o siebie zadbać. Bo jej matka zakochała się w indiańskim wodzu i zamieszkała z nim w wigwamie w Kalifornii. Na szczęście już wówczas stało się jasne, że dziewczynka ma wielki talent. W wieku zaledwie jedenastu lat rozpoczęła naukę muzyki klasycznej na fortepianie w szkole podstawowej. Jedno z jej nagrań - cover piosenki Tiny Charles "I Love to Love" -zostało przesłane do RUV, islandzkiej stacji radiowej i spodobało się tak bardzo, że zostało wyemitowane na ogólnokrajowej antenie. Usłyszeli je również przedstawiciele wytwórni Falkinn i w 1977 roku podpisali z utalentowaną dziewczynką kontrakt. Jeszcze w tym samym roku Björk wydała swój pierwszy album studyjny, zatytułowany po prostu jej imieniem. Płyta, zawierająca kilka islandzkich piosenek dla dzieci, a także autorską wersję przeboju zespołu The Beatles "Fool on the Hill", odniosła na Islandii sukces. Pieniądze zarobione na płycie Björk zainwestowała w nowy fortepian.
Świat jest pełen dentystów, którzy chcieliby być kierowcami rajdowymi, i kierowców rajdowych, którzy marzą o stomatologii. A ja jestem piosenkarką, chcę być piosenkarką i tego będę się trzymać – powiedziała w jednym z wywiadów Björk.
Dlatego, choć jako nastolatka, aby się utrzymać, pracowała m.in., patrosząc ryby w przetwórni, roznosząc gazety oraz kontrolując czystość butelek w rozlewni coca-coli, nigdy nie zapomniała o swojej pasji. W wieku 14 lat założyła swój własny dziewczęcy zespół Spit and Snot, w którym grała muzykę punkową. Później, z grupami Tappi Tikarrass, KUKL czy Sugarcubes dawała koncerty dla 50 osób. Dochody były więc marne. Nazwa ostatniej grupy wzięła się ponoć od tego, że jej członkowie, aby się posilić nie mając funduszy na jedzenie, żywili się kradzionymi w kawiarniach kostkami cukru.
Podobnie jak jej matka, Björk wcześnie zaszła w ciążę - pierwszego syna urodziła w wieku 20 lat. Ale macierzyństwo nie stało się w jej przypadku przeszkodą w karierze. Artystka zabrała synka i przeniosła się do Londynu, gdzie w 1993 roku wydała płytę "Debut". W podcaście dziennikarki Anne Powers Björk przyznała, że choć w latach 90. odniosła sukces, ten czas wcale nie był dla niej łatwy.
Kobieta zajmująca się muzyką mogła mieć tylko jeden wymiar. Mogła być albo poważną pieśniarką, albo seksowną frontmenką w zespole – opowiadała Björk w podcaście. Czytając swoje dzienniki z tamtych czasów, widzę, że często podkreślałam, iż chcę mieć prawo, by jednego dnia się wygłupiać, a drugiego się mądrzyć. Że mogę być szczęśliwa, smutna i zła. Raz wyglądać jak błazen, innym razem jak matka, a jeszcze innym włożyć coś seksownego, jeśli mam na to ochotę. Potrzebowałam dostępu do różnych wymiarów kobiecości. Nie chciałam dać się uwięzić w jednej roli - wyznała artystka.
Nowe millenium Björk rozpoczęła z przytupem - w 2000 roku do kin wszedł film Larsa von Triera "Tańcząc w ciemnościach". Artystka wcieliła się w nim w główną rolę tracącej wzrok Selmy, za którą otrzymała nagrodę dla najlepszej aktorki na 53. MFF w Cannes, a pochodząca z niego piosenka "I’ve seen it all" była nominowana do Oscara. To właśnie na rozdaniu najbardziej prestiżowych nagród w świecie kina Björk pojawiła się w kreacji, która przeszła do historii. Mowa oczywiście o słynnej łabędziej sukni, która jeszcze długie tygodnie po ceremonii stanowiła pożywkę dla brukowej prasy, szydzącej z artystki i jej gustu. Co więcej, po "Tańcząc w ciemnościach" do Björk przylgnęła łatka kobiety trudnej, roszczeniowej, przewrażliwionej na swoim punkcie - takiej, z którą nie da się pracować. Dopiero kilkanaście lat później, na fali ruchu #metoo Björk opowiedziała o przemocy seksualnej, której ofiarą stała się za sprawą Larsa Von Triera. Reżyser miał ją obmacywać i składać jej niedwuznaczne propozycje.
Gdy po dwóch miesiącach powiedziałam, że mam dość bycia dotykaną po każdej scenie, wpadł w szał i połamał krzesło przy wszystkich. Zachował się jak ktoś, komu zawsze było wolno spoufalać się z aktorkami – napisała Björk w poruszającym oświadczeniu zamieszczonym na Facebooku.
Wiele osób szybko połączyło fakty i zrozumiało, że łatka szalonej została przyklejona artystce nie bez powodu. Bo czy to pierwszy raz ktoś pragnął uciszyć i zniszczyć utalentowaną kobietę?
Björk nie raz udowodniła, że choć jej imię oznaczą wątłą brzozę, jej samej bliżej raczej do islandzkiego wulkanu. Kipiącego twórczą energią, ale też nie raz nieobliczalnego. Szerokim echem odbił się incydent, który w 1996 roku wydarzył się na lotnisku w Bangkoku. Grupa dziennikarzy otoczyła wówczas Björk i jej syna Sindriego. W pewnym momencie artystka zaatakowała reporterkę - chwyciła ją za włosy, zaczęła bić i powaliła na ziemię. Później gwiazda wyjaśniła, że dziennikarze nękali ją od dawna, a panowanie nad sobą straciła, gdy kobieta zwróciła się do jej syna słowami: "Bycie synem gwiazdy popu jest bardzo trudne, prawda?". Dwa lata później Björk znów wybuchła - zaatakowała reportera w Nowej Zelandii.
Twórczość Björk - podobnie samą artystkę - trudno zaszufladkować. Najpierw był punk, następnie elektronika. Nigdy jednak komercja - gwiazda nie chciała kontraktu z Pepsi, była niechętna współpracy z Madonną, dla której zgodziła się napisać tylko jedną piosenkę. Mimo to mówi się, że bez niej nie byłoby wielu współczesnych, odnoszących komercyjny sukces artystek - ani Beyoncé, ani Taylor Swift czy Grimes. Sama Björk ma na koncie ponad dziesięć autorskich albumów. Każdy z nich jest lustrem jej własnych doświadczeń, próbą pogodzenia się ze stratą, ale też osiągnięcia wewnętrznej harmonii. Ostatni to wydany pod koniec 2022 roku "Fossora" - hołd złożony walecznym przodkiniom, zmarłej kilka lat temu matce, transgeneracyjnym kobiecym kręgom i potędze przyrody - z którym wyruszyła w trasę, podczas której w listopadzie minionego roku wystąpiła również w Krakowie. "Najpierw tworzysz wszechświat za pomocą dźwięku, a później się do niego wprowadzasz" - tak Björk opisywała proces powstawania kolejnych krążków w wywiadzie dla "NME".
Pomimo upływu lat, Björk wciąż pozostaje kreatywna i nieodgadniona. 20 lat temu mówiła: "Posuwanie się w latach jest interesujące, bo jestem coraz lepsza w tym, co robię, zwłaszcza pod względem warsztatowym. Wszystko przed sześćdziesiątką to tylko próba". Chyba wszyscy fani, kończącej 58 lat artystki nie mogą się więc wprost doczekać, co pokaże za dwa lata.