Więcej o sytuacji na Ukrainie przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Margarita Iszczenko to znana tiktokerka, która w mediach społecznościowych posługuje się pseudonimem Margaret__is. Influencerka pochodzi z Ukrainy, a od kilku lat mieszka w Polsce. Na fali ostatnio coraz głośniejszego konfliktu z Rosją, została zapytana, jak się czuje z tym, że jej ojczyzna została zaatakowana.
Tiktokerka wyznała, że jest zaskoczona tym, jak sprawa wojny z Rosją jest ostatnio nagłaśniana. Sama opuściła Ukrainę w 2014 roku, ale od tego czasu praktycznie nic się nie zmieniło. Od wyprowadzki pozostaje w kontakcie z przyjaciółmi, którzy nadal mieszkają w Doniecku - mieście i obszarze, na które zasadził się Putin. Cały czas wyją syreny, które przypominają o niebezpieczeństwie. To samo mówiła jej bliska rodzina, która nie zdecydowała się na opuszczenie Ukrainy:
Cały czas na moich terenach było mega niebezpiecznie, więc to nie jest tak, jak słyszeliście, że coś się działo w 2014 roku i jest dopiero teraz. To cały czas się toczyło. Rzeczywiście, było trochę spokojniej, ale jak pisałam ze znajomymi z Ukrainy to opowiadali, że cały czas wyją syreny sugerując, że jest niebezpieczeństwo - opowiadała Margarita Iszczenko.
Margarita Iszczenko od najbliższych dowiedziała się, że za wykonywaną pracownicy nie otrzymują wynagrodzenia za pracę nawet przez rok, a ludzie boją się wychodzić z domów. Jest jej przykro, ponieważ obywatele Ukrainy nie zasłużyli sobie na takie cierpienie.
Do wojsk są zabierani ojcowie, bracia, mężowie, młodzi nastoletni chłopcy.
W 2014 roku przed wyprowadzką do Polski Margarita była wolontariuszką w szpitalu. Ona i jej przyjaciółka zostały tam wzięte przymusowo, ponieważ potrzebna była pomoc. Dziewczyny roznosiły jedzenie dla osób, które właśnie trafiły do szpitala z ranami po ostrzałach i wybuchach. Widziała tam m.in. 18-letniego chłopaka, obok którego wybuchła bomba, przez co do końca życia pozostanie osobą niepełnosprawną. Uważa, że żaden "powitalny poczęstunek" nie odda mu zdrowia, co jest straszne.
Obok niego wybuchła bomba. Stracił ręce, nogi, miał wgniecenie na czaszce. Jak do niego podchodziliśmy, obok stała jego matka. Powiedzcie mi, jakiej matce taki poczęstunek przywróci zdrowie syna - opowiadała o scenach, jakie oglądała w szpitalu.
W kolejnym materiale tiktokerka opowiedziała o chodzeniu do szkoły w 2014 roku. Przez panujący konflikt rok szkolny rozpoczął się w październiku, a 13-letnia wówczas Margarita Iszczenko poszła do ósmej klasy w Doniecku, do którego przeniosła się ze wschodnich terenów Ukrainy. Mieszkała w bursie dla studentów medycyny i była traktowana jak gorszy sort ludzi, bo dla klasy była "uchodźcą" z innego miasta.
Nie leciały co pięć minut bomby na głowę i nie siedzieliśmy w piwnicy, ale to nie znaczy, że było bezpiecznie.
W centrum Doniecka było wówczas w miarę spokojnie. Bombardowano jedynie lotnisko, które ostatecznie całkowicie zrównano z ziemią.
Po ulicach miasta jeździły czołgi, a żołnierze z bronią byli codziennym widokiem, na który nikt już nie reagował.
Na ulicach cały czas było widać wojennych (dop. red. wojenni - żołnierze) z bronią. Ludzie nie reagowali, bo się do tego przyzwyczaili.
Ludzie zaczęli wyjeżdżać z miasta, przez co na ulicach było dużo bezdomnych psów. Wygłodzone atakowały przechodniów, czego była świadkiem.
Kiedy siedziała na zajęciach w szkole i było słychać wybuch nauczyciele mówili uczniom, aby zachowali spokój, ponieważ w ich rejonie nic się nie dzieje. Szatnia była w piwnicy, do której można było uciec w razie niebezpieczeństwa.
Kiedy było słychać huk od bomby nauczyciele mówili do nas: "spokojnie, to nie jest w tym rejonie, nie macie się czym się martwić".
Margarita zapowiada, że to nie ostatnie nagrania o Ukrainie na jej TikToku. W regionie Doniecka zostali jej przyjaciele i krewni.