Jej przeboje nuciło pół Polski. Śpiewanie było dla niej spełnieniem marzeń. Mówiła, że największą radość sprawia jej fakt, że ludzie chcą słuchać jej piosenek. Dla Ireny Jarockiej tworzyli najlepsi - Seweryn Krajewski, Romuald Lipko czy Wojciech Trzciński. Plotkowano, że rywalizowała z Anną Jantar nie tylko na scenie, ale też w życiu prywatnym. Ale choć w Irenie Jarockiej kochali się mężczyźni od Tatr po Mazury, artystka nie była typową, spragnioną uwielbienia gwiazdą.
Zawsze pozostała wrażliwą, skromną osobą. Otwarcie mówiła o depresji, z którą się zmagała, przyznawała, że w dzieciństwie cierpiała biedę, wyznała też, że o mało nie straciła ciąży. Ale kiedy zapadła na nowotwór mózgu, wycofała się w cień. Nie chciała promować się na chorobie. O tym, że zmaga się z nowotworem, wiedzieli tylko jej najbliżsi. Kiedy odeszła, opłakiwały ją tysiące fanów.
Irena Jarocka przyszła na świat 18 sierpnia 1946 roku. Polska wciąż żyła w wojennej traumie. W rodzinnej Srebrnej Górze artystki wciąż widać było zniszczenia. Trudny czas pozostawił też rany na psychice mieszkańców. Być może to dlatego ojciec dziewczynki i trójki jej rodzeństwa, który w 1945 roku wrócił z niemieckiego obozu, miał problemy z alkoholem. Mężczyzna, z zawodu szewc twierdził ponoć, że musi pić z kolegami, by cokolwiek załatwić. Tymczasem w domu było tak biednie, że matka wysyłała dzieci na żebry do sąsiadów. Wspomnienia tamtych, niezwykle trudnych czasów sprawiły, że Irena Jarocka przez całe życie bała się biedy i związanych z nią upokorzeń.
Rodzice wysyłali nas czasami do sąsiadów po pożyczkę. Na nasz widok drzwi nieraz się zamykały. To było takie poniżające" - wspominała artystka w rozmowie z "Super Expressem"
Może dlatego Jarocka nie lubiła znajdować się w centrum zainteresowania? Ale wiedziała, że aby wyrwać się z biedy, musi zdobyć wykształcenie. Dlatego choć wcześnie ujawnił się jej talent - śpiewała w chórze katedry w Gdańsku Oliwie, brała udział w amatorskich konkursach - postanowiła zadbać o solidny zawód. Zdawała na architekturę, a kiedy się nie dostała, poszła do studium nauczycielskiego wychowania fizycznego i biologii. Ale muzyczny bakcyl nie dawał o sobie zapomnieć. Irena Jarocka przeniosła się więc do Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Gdańsku na wydział wychowania muzycznego. Szlifowała tam swój talent między innymi pod okiem profesor Haliny Mickiewiczówny i Jacka Ujazdowskiego. Zaczęła też z sukcesem występować na festiwalach piosenki i śpiewać w gdańskich klubach. Nadchodził przełom w karierze.
Na profesjonalnej scenie Irena Jarocka zadebiutowała w 1966 roku na festiwalu w Opolu. Ale szeroką publiczność oczarowała dwa lata później. To właśnie wtedy, podczas Festiwalu w Sopocie zaśpiewała piosenkę "Gondolierzy znad Wisły" z muzyką Seweryna Krajewskiego i słowami Krzysztofa Dzikowskiego. Spokojny, stonowany, okraszony dawką liryzmu i refleksji utwór oczarował publiczność. Irena Jarocka została okrzyknięta wschodzącą gwiazdą polskiej piosenki.
Zaoferowano jej wyjazd na stypendium do Paryża. Ale choć została tam cztery lata, podczas których mogła szlifować talent pod okiem najlepszych europejskich specjalistów i występować u boku takich gwiazd, jak Charles Aznavour i Mireille Mathieu, kariera w Mieście Świateł nie była Irenie Jarockiej pisana. Życie we Francji dla przyjezdnej z Polski było niezwykle drogie. Artystka musiała dorabiać do stypendium, pracując jako opiekunka do dzieci i sprzątaczka. Wszystko to wywarło destrukcyjny wpływ na psychikę wrażliwej młodej kobiety. Próbowała nawet popełnić samobójstwo.
Brałam leki psychotropowe. Pewnej nocy nie wytrzymałam, połknęłam całą garść. Ale się obudziłam. Po 24 godzinach - wyznała Jarocka w magazynie "Rewia"
Ale jak przyznała po latach w jednym z wywiadów, niczego nie żałuje z okresu, który dał jej ważną lekcję.
"Oczywiście, było mi ciężko i miałam chwile zwątpienia. Wyznaję jednak zasadę, że każdy kłopot, który zdarza nam się w życiu, czegoś nas uczy. Mnie Paryż bardzo dużo nauczył, pod względem wokalnym i z życiowego punktu widzenia. A zderzenie ambicji i rzeczywistości przeżywało wielu z nas (..) Wyjeżdżałam tuż po debiucie, wróciłam jako dojrzała piosenkarka, która wie, co chce śpiewać" - wyznała artystka w jednym z wywiadów.
Do powrotu do Polski przekonał Irenę Jarocką jej ówczesny partner. Kompozytora Mariana Zacharewicza nazywa się często ojcem sukcesu artystki. To on napisał dla niej piosenkę "Wymyśliłam cię". Kiedy stęskniony przyleciał do Paryża, Jarocka była zachwycona utworem, uważała, że ma szanse stać się przebojem we Francji. Ale Zacharewicz chciał, by ukochana wróciła do Polski. Przekonywał ją, że choć we Francji wydała dwie płyty, nigdy nie zrobi tam takiej kariery, na jaką ma szansę w ojczyźnie. Irena Jarocka poszła za jego radą. Wróciła do Polski, gdzie para wzięła ślub. Świadkiem na ceremonii w Gdyni był Seweryn Krajewski, kompozytor kilku piosenek Jarockiej oraz jej były partner.
Kariera Ireny Jarockiej szybko nabrała rozpędu. Szczyt popularności artystki przypadł na lata 70. "Wymyśliłam cię" natychmiast stało się hitem. Sukces powtórzył przebój "Motylem jestem". Piosenka spodobała się twórcom filmowej wersji przygód inżyniera Karwowskiego, czyli 40-latka. Jarockiej zaproponowano jedną z głównych ról w "Motylem jestem, czyli romans 40-latka". Wcieliła się w Irenę Orską, gwiazdę estrady, w której zakochuje się tytułowy czterdziestolatek.
"Wahałam się, nie miałam przecież żadnego doświadczenia jako aktorka (…) ale zapewniano mnie, że Jerzy Gruza zatroszczy się o wszystko i przygotuje mnie tak, że nie będę się musiała niczego obawiać. (…) już po pierwszych próbach wiedziałam, że dam sobie radę. Miałam zostać sobą i grać siebie" - wspominała aktorskie doświadczenie artystka.
Jarocka również w życiu prywatnym nie mogła narzekać na brak zainteresowania ze strony mężczyzn. W 1977 rozstała się z Marianem Zacharewiczem. Po latach mężczyzna wspominał, że ich miłość zniszczyło mordercze tempo pracy oraz odmienne oczekiwania co do przyszłości.
Była przepracowana, wiem, ale ja też byłem przepracowany. Czasami w sobotę czy w niedzielę dawaliśmy cztery koncerty, a nawet pięć. Mordercza praca, ponad siły. Mogła mieć dosyć. I koncertów, i mojego uporu, żeby wciąż iść do przodu. Jednak nie myślałem, że się rozstaniemy (..) Często nie było mnie w domu. Poza tym bardzo chciała mieć dziecko, ale była wtedy pierwsza w Polsce, więc powiedziałem jej, że może poczekajmy, może za rok... Dziś myślę, że przede wszystkim tego nie mogła mi wybaczyć - wyznał Zacharewicz w książce "Wymyśliłam cię. Irena Jarocka we wspomnieniach"
W latach 70. mówiono, że w Irenie Jarockiej kocha się pół Polski. Szeroko rozpisywano się też o rzekomym konflikcie pomiędzy artystką a inną niezwykle popularną wówczas piosenkarką, Anną Jantar. Plotkowano nawet, jakoby kobiety były rywalkami nie tylko na scenie, ale też w życiu prywatnym. Ponoć pewnego dnia Jantar przyłapała Jarocką w łóżku z Jarosławem Kukulskim. Irena Jarocka nigdy nie potwierdziła tych doniesień, przyznawała się jednak do rywalizacji z Jantar.
Kiedy żyła Ania, była między nami jakaś podświadoma rywalizacja, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Pewnie były też pretensje, na przykład, że podrabia moje kostiumy, podobnie się ubiera. Ale to takie ludzkie. Mogła mieć pretensje z powodu moich fanów. Fani Ani i moi bardzo ze sobą walczyli. Robili sobie jakieś brzydkie kawały. Czasami, gdy wychodziłyśmy razem z koncertów, dochodziło do nieprzyjemnych sytuacji. Szczerze mówiąc, tę rywalizację odczuwam do dzisiaj - wyznała Jarocka autorce książki o Annie Jantar
Miłość Irena Jarocka znalazła u boku poznanego podczas festiwalu w Leningradzie inżyniera i naukowca Michała Sobolewskiego. Tych dwoje połączyło wielkie uczucie, które finał znalazło na ślubnym kobiercu. Wcześniej jednak życie wystawiło artystkę na poważną próbę. Kiedy Sobolewski odwoził ją pewnego wieczoru do domu, w jego małego fiata wjechała ciężarówka. Kierowcy nic się nie stało, ale pasażerka wypadła przez przednią szybę, uderzając głową o kant otwierającej się pokrywy silnika drugiego auta. Na szczęście w szpitalu, do którego wówczas trafiła, dyżur miał akurat profesor Zbigniew Religa. Dzięki szybkiej interwencji, Irena Jarocka wróciła do pełni sił.
U boku męża odnalazła spokój, udało jej się tez spełnić swoje wielkie marzenie o macierzyństwie. Nie obyło się jednak bez trudności. Lekarze orzekli, że ciąża jest zagrożona. Aby jej nie stracić, Jarocka musiała przez wiele miesięcy leżeć. Ale kiedy w 1982 roku na świat przyszła zdrowa dziewczynka - Monika, artystka nie kryła szczęścia.
Irena Jarocka i Michał Sobolewski wyjechali do Stanów Zjednoczonych. Ale artystce szybko zaczęło brakować ojczyzny. Dała kilka koncertów, lecz źle się czuła w obcym kraju. Przestała śpiewać, zaczęła znów popadać w depresję. Jednak po pewnym czasie nauczyła się doceniać szczęśliwe, dostatnie życie. Do Polski wróciła dopiero w 2008 roku, wtedy też reaktywowała karierę wydając płytę "Małe rzeczy". "Mam wsparcie w rodzinie i fanach, robię to, co kocham, a śpiewa mi się nawet lepiej niż kiedyś. Do wielu spraw nabrałam dystansu. Jestem dużo spokojniejsza w środku" - mówiła wówczas artystka.
Kiedy na świat przyszedł wnuk artystki, Irena Jarocka specjalnie dla niego nagrała kołysankę "Ballada dla maluszka". Była szczęśliwa, spełniona. Ale właśnie wtedy przyszedł potworny cios. Zdiagnozowano u niej nowotwór mózgu - glejaka. Walczyła dzielnie z dala od fleszy. O chorobie wiedzieli tylko najbliżsi. Niestety, 21 stycznia 2012 roku artystka zmarła. Fani na wieść o jej śmierci byli w szoku. Pogrążeni w żalu byli też artyści - przyjaciele Jarockiej.
"Piękna, urocza, naturalna, normalna dziewczyna. Wszyscy ją lubili. Była wszędzie rozpoznawana i uwielbiana, jednak zachowała naturalność, skromność. Miała w sobie ogromną chęć pomagania ludziom, angażowała się w akcje charytatywne i nakłaniała do tego samego innych artystów." - wspominał Irenę Jarocką Zbigniew Wodecki.