Gdzie przebywała Melania Trump w trakcie próby zamachu na jej męża, do którego doszło 13 lipca w Pensylwanii? - zastanawiają się zagraniczne media. Na razie nie ma w tym temacie oficjalnych informacji. Źródła "The Mirror" podają dwa najbardziej możliwe scenariusze. Ponoć w ostatnim czasie żona Donalda Trumpa, która rzadko pojawia się z nim publicznie, może większość czasu spędzać w ekskluzywnym ośrodku Trumpa w Mar-a-Lago na Florydzie. Według ekspertów regularnie odwiedza też Nowy Jork, gdzie niedługo idzie na studia jej syn - Barron. Ponoć była pierwsza dama będzie podróżować do Waszyngtonu tylko w celach ceremonialnych, takich jak państwowe kolacje i ceremonie w Białym Domu.
Na razie Melania Trump milczy. Głos publicznie zabrała za to ukochana córka byłego prezydenta USA. Po próbie zamachu na ojca wydała oświadczenie, które zamieściła w mediach społecznościowych. "Dziękuję za miłość i modlitwy za mojego ojca i za inne ofiary dzisiejszej bezsensownej przemocy w Butler w Pensylwanii. Jestem wdzięczna Secret Service i wszystkim innym funkcjonariuszom organów ścigania za ich dzisiejsze szybkie i zdecydowane działania. Nadal modlę się za naszą Ojczyznę. Kocham Cię Tato, dziś i zawsze" - napisała Ivanka Trump.
Niedawno zagraniczne media podawały, że jeśli Donald Trump wygra z Joe Bidenem, jego żona może zerwać z tradycją i nie mieszkać w Białym Domu. - Melania i Donald mają umowę, że jeśli on wygra prezydenturę, to nie będzie musiała wypełniać obowiązków pierwszej damy 24 godz. na dobę, 7 dni w tygodniu - twierdził informator "OK! Magazine". Zwróćmy uwagę, że ostatnio Melania była nieobecna na większości przystanków kampanii prezydenckiej, bo całą uwagę poświęca 18-letniemu synowi. Autorka książek o pierwszych damach pokusiła się o hipotezę, że Melania "może zerwać z wielowiekową tradycją i zostać pierwszą First Lady, która nie będzie mieszkać w Białym Domu ze swoim urzędującym mężem", co wybrzmiało w rozmowie ze Sky News. Dziennikarze CNN zwrócili uwagę, że ukochana polityka nawet nie pojechała z nim do Atlanty, co stanowiło złamanie dziesięcioletniej tradycji, polegającej na trzymaniu się blisko męża podczas kluczowych wydarzeń.