Trendy makijażowe zmieniają się od lat. Obecnie panuje moda na makijaże, które mają podkreślić naturalną urodę. Kobiety stawiają więc na błyszczące cery, podkreślone, mocno wyszczotkowane i grube rzęsy, podkreślają też piegi (albo je dorysowują). Dominują jasne kolory, w odcieniach nude - zarówno na ustach, jak i powiekach. A jak dbały o siebie kobiety w latach 30.? Tak jak i dziś inspirowały się największymi gwiazdami. Polki chciały naśladować Hankę Ordonównę oraz Inę Benitę.
"Ależ oczywiście najlepsze kosmetyki są dr Lustra i ja osobiście tylko tych używam. Są po prostu cudowne" - podkreślała Hanka Ordonówna w 1924 roku, zdradzając tym samym, że stawia na polskie kosmetyki z krakowskiej fabryki Doktora Lustra. Jak widać już wtedy świetnie miała się też reklama. Obowiązywał też charakterystyczny kanon piękna. Aleksandra Zaprutko-Janicka, autorka książki "Piękno bez konserwantów", w rozmowie z portalem Dziennik Bałtycki Ordonównę i Benitę stawia za wzór dla Polek, które żyły w okresie dwudziestolecia międzywojennego.
(...) Oblicze Hanki Ordonówny czy Iny Benity, której mogłaby pozazdrościć naturalnej urody niejedna współczesna modelka. To buzia okrągła, z mocno podkreślonymi oczyma i - w przeciwieństwie do dzisiejszych ideałów piękna - policzki zaokrąglone, pulchniutkie, różowiutkie, a nie nadęte przez wypełniacze… - czytamy.
Historyczka w swojej książce zwróciła uwagę także na fakt, że kobiety, również aktorki, posiłkowały się naturalnymi sposobami, by podkreślić swoje piękno. Używały więc nie tylko gotowych kosmetyków, jak tusz do rzęs, który trafił do damskich kosmetyczek jeszcze przed I wojną światową, ale też domowych specyfików.
Łój, gliceryna, sadza to najprostsze kosmetyki tamtego czasu. Z tych składników można było ukręcić choćby pastę do podkreślania czarnych brwi. Zresztą popularna była i sama sadza. Przed spotkaniem z ukochanym wystarczyło sięgnąć palcem do wygasłego pieca... To był najłatwiej dostępny barwnik, na bazie którego powstały specjalne mikstury. Mało kto wie, że wśród współczesnych marek kosmetyków gros to firmy przedwojenne - zdradza Zaprutko-Janicka.
Okazuje się, że stawiano także na zabiegi. Oczywiście te nie były tak zaawansowane jak dziś, ale kobiety odprężały się podczas masaży. Rozumiały też, że ich ciała pozostaną jędrne, jeśli będą odpowiednio nawilżone. Panowało też przekonanie, że najlepszym przyjacielem kobiety jest dobrze dobrany biustonosz, który podnosił piersi.
Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo popularny był wtedy masaż. Powstawały podręczniki masażu medycznego. Były odpowiednie przyrządy i gabinety. Specjaliści rozpisywali całe tomy na temat tego, jak masować, żeby na przykład wyszczuplić nogę. Albo podbródek. Były zresztą przeróżne techniki samego dotykania skóry - powiedziała Zaprutko-Janicka we wspomnianym już wywiadzie.
W latach 30. makijaż stał się popularny. Przestało panować przekonanie, że noszą go - jak czytamy na stronie The Hair & Makeup Artist Handbook - tylko kobiety "o złej reputacji". Kobiety inspirowały się między innymi takimi gwiazdami, jak Greta Garbo, Jean Harlow, Claudette Colbert, Joan Crawford i Katharine Hepburn. Podglądały też magazyny o modzie, np. "Silver Screen", "Motion Pictures" czy "Photoplay". W latach 30. powoli odchodzono od malowania ust w tzw. serduszko, ale nadal stawiano na różne odcienie czerwonych szminek, które wpadały w ciepłe, często pomarańczowe lub różowe tony. Usta malowano też tak, aby wyglądały na pełne i wydęte. Przekraczano ich naturalną linię, aby uzyskać większą pełnię. Równie mocno podkreślano oczy. Cień do powiek nakładano palcem na całą powiekę. Cienie były dostępne w różnych odcieniach błękitu, zieleni, fioletu, brązu, czerni, szarości, srebra czy złota. Modne było też obrysowanie całego oka kredką. Do tego tusz do rzęs w odcieniach czerni, jasnego lub ciemnego brązu, zieleni i błękitów. Dostępne były również sztuczne rzęsy. Kobiety stawiały też na cienkie, mocno wyskubane brwi. Te mogły być zaokrąglone, łukowate lub proste. Brwi można było też całkowicie usunąć i narysować ołówkiem. Jean Harlow udoskonaliła tę sztukę.
Jean Harlow Narodowe Archiwum Cyfrowe, Domena publiczna
Unikano też opalenizny. Na każdej kobiecej toaletce nie mogło zabraknąć pudru i różu. Róż nakładano oszczędnie, kobiety zrezygnowały bowiem z czerwonych, "wampirzych" policzków z lat dwudziestych. Za to róż pojawiał się na... płatkach uszu. Co ciekawe podkreślano też paznokcie. Te miały pasować do szminki, toteż często stawiano na czerwone lakiery.