Księżna Diana nazywała była "królową ludzkich serc". Każde z jej wystąpień publicznych budziło sporo emocji, a fotoreporterzy śledzili ją na każdym kroku. Chirurg, który odgrywał główną rolę w desperackiej walce o uratowanie życia księżnej Walii, wrócił pamięcią do tragicznych wydarzeń. Zabrał głos, by przeciwstawić się teoriom spiskowym.
Księżna Diana zmarła 31 sierpnia 1997 roku, w wieku zaledwie 36 lat. Straciła życie w wypadku samochodowym, do którego doszło, gdy uciekała w Paryżu przed fotoreporterami. Mimo że po wypadku była przytomna i nie wyglądało, by miała poważne obrażenia - w szpitalu okazało się, że jej sytuacja jest dramatyczna. MonSef Dahman - chirurg, który walczył o jej życie udzielił, wywiadu dla "Daily Mail". Wyznał, że zrobił co mógł, aby ją uratować. Na rozmowę zgodził się, by przerwać krążące teorie, jakoby w jej śmierci palce maczała rodzina królewska, która chciała ją uciszyć i opłaciła francuskich lekarzy.
Jednym z powodów, dla których zabieram głos, jest przeciwstawienie się teoriom spiskowym, według których francuscy lekarze mieli być częścią planu morderstwa Diany. Takie sugestie, wysuwane przez lata, wprawiają w zakłopotanie i bolą ich do dziś - powiedział.
Przyznał, że dostał zgłoszenie w środku nocy i poproszono go o stawienie się do szpitala, by pomóc w walce o życie młodej kobiety - która uczestniczyła w wypadku samochodowym. Na miejscu okazało się, że będzie ratował życie księżnej. Dodał, że walka trwała bardzo długo, jednak nic nie dało się zrobić. Obrażenia wewnętrze były za duże.
Walczyliśmy z całych sił, mieliśmy wiele podejść, naprawdę. Kiedy pracuje się pod tak wielką presją, czas płynie nieubłaganie. Jedyne, co się liczy, to fakt, że zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, aby ją ocalić. Miewaliśmy jeszcze tragiczniejsze przypadki w Pitié-Salpêtrière, to najlepsze centrum medyczne we Francji. Udało nam się ocalić część z nich, ale jednak stało się tak, a nie inaczej. Nie mogliśmy jej uratować. Mocno się to na nas odbiło. Energia, którą włożyliśmy w walkę o jej życie, przyniosła nam ból niemal fizyczny. Byliśmy rozbici, zmęczeni i załamani - mówił.
W czasie, gdy księżna Diana przestała być żoną księcia Karola, media nie dawały jej spokoju i bacznie śledziły każdy jej ruch. To doprowadziło do ogromnej tragedii, która wstrząsnęła światem. Pół godziny po północy samochód wiozący księżną zderzył się z filarem w paryskim tunelu. Dwójka kierowców zginęła na miejscu. Księżna Diana i jej ochroniarz byli przytomni, ale zostali ranni. Śledzący ją fotoreporterzy nawet w tym czasie nie przestali robić zdjęć. Pierwszej pomocy udzielił jej lekarz, który po wypadku przejeżdżał przez tunel. Po czasie wyznał, że spotkał kobietę, która wyglądała na osłabioną, jednak była przytomna i oddychała samodzielnie. Ocenił, że obrażenia nie stanowiły zagrożenia dla jej życia. Nie miał pojęcia kim jest, wezwał pomoc i odjechał z miejsca wypadku.