Krzysztof Krawczyk zmarł w Poniedziałek Wielkanocny, 5 kwietnia. Już na najbliższą sobotę zaplanowano jego ostatnie pożegnanie, które będzie uroczystością państwową. Pogrzeb odbędzie się Bazylice Archikatedralnej św. Stanisława Kostki w Łodzi o godzinie. 12:00. Serca fanów są złamane, wszyscy tęsknią i w pięknych słowach wspominają muzyka. Zrobiła to chociażby dziennikarka "Faktu", która poznała artystę osobiście. Przytoczyła piękną historię, która wzrusza.
Życie Krzysztofa Krawczyka nie zawsze było usłane różami - doświadczył zdrady, miał wypadek, a w ostatnim czasie bardzo chorował. W pewnym momencie artysta stał się bardzo wierzącą osobą i wszystko zawierzał Bogu. Miał bardzo dobre serce, o czym może świadczyć opowieść, którą podzieliła się w sieci Maja Fenrych. Dziennikarka w 2009 roku pisała w tabloidzie o pupilach, które poszukują nowych domów i kochającej rodziny.
Panie Krzysztofie, mieliśmy kiedyś okazję się poznać, cóż to była za niewiarygodna historia... Może nie wszyscy z was wiedzą, jak Państwo Krawczykowie kochali zwierzęta. Panie Krzysztofie, pani Ewo, dziękuję - zaczęła swój wpis Maja Fenrych.
Był 19 stycznia 2009 roku, gdy napisałam kolejny z wielu tekstów o bezdomnych czworonogach, które czekają na swoją szansę na nowe życie, nowy i kochający dom. Tym razem bohaterem artykułu był roczny kundelek o imieniu Drakula. „Z trudem łapie powietrze, jego pyszczek wykrzywia grymas bólu, nie ma apetytu, bo jedzenie potęguje jego cierpienie...”- tak wtedy o nim pisałam. Piesek cierpiał, bo źli ludzie złamali mu szczękę, gdy był jeszcze szczeniaczkiem, ta fatalnie, bardzo krzywo się zrosła. Wierzyłam, że los kundelka się odmieni, bo często to się udawało. "Fakt" miał i ma pod tym względem ogromną siłę. Ale nie sądziłam, że aż taką.
W dniu publikacji tekstu odebrałam telefon. Zadzwoniła pani Ewa, żona Krzysztofa Krawczyka. Powiedziała, że zakochali się w Drakuli od pierwszego wejrzenia, pokryją koszty jego leczenia i chcą go adoptować. Tak się stało. 6 lutego 2009 roku pan Krzysztof z małżonką przyjechali do gdańskiego Promyka, by adoptować pieska. Nazwali go Niuniusiem. Potem rozmawialiśmy jeszcze kilka razy o tym, jak im się razem wiedzie, jak tam Niuniuś w nowym domu, przysyłali mi zdjęcia, ależ oni okazali mu serce. Oczywiście Niuniuś spał z nimi w łóżku, miał królewskie warunki. Taką miałam historię z panem Krzysztofem - napisała.
Nie każdy dałby radę zdecydować się na coś takiego w tak krótkim czasie. Dobro innych, także zwierzaków, było dla Krzysztofa Krawczyka najważniejsze.