Mija rok od pierwszego lockdownu. Wydawać by się mogło, że dzięki szczepieniom pandemiczna sytuacja nieco się poprawi. Tymczasem od niedawna ponownie obserwujemy gwałtowny wzrost zakażeń, nazywany trzecią falą. Zmęczeni sytuacją rodacy coraz częściej bagatelizują panujące obostrzenia oraz obowiązek zakrywania nosa oraz ust. Z takim zachowaniem spotkała się w taksówce Hanna Lis. Postanowiła zareagować.
Hanna Lis nie kryje się ze swoimi poglądami w mediach. Niedawno w nawiązaniu do Strajku Kobiet wyraziła na Instagramie niechęć do obecnie panującej władzy. Dziennikarka cieszyła się, że jej córka, Julia mieszka za granicą i nie musi żyć w "cholernie opresyjnym" kraju.
W kolejnym wpisie odniosła się do niesprawiedliwości rządzących, w tym wyjazdu Krystyny Pawłowicz do uzdrowiska, podczas gdy hotele i baseny pozostawały zamknięte. Dziennikarka nie ogranicza się jedynie do szerzenia mądrości w internecie, ale i podejmuje działania broniące jej zdania w realnym życiu. Na Twitterze opowiedziała, jak zwróciła uwagę kierowcy taksówki jadącemu z opuszczoną na brodę maseczką.
Jadę taksówką. Pan z maseczką pod brodą, zapytany przeze mnie po co mu ona pod brodą, odpowiada z przekąsem "pani z tych co się boją", po czym zakłada maseczkę pod nos. Ekranu w taksówce brak. Tak to się NIGDY nie skończy. Może by wreszcie zacząć surowo karać? - zrelacjonowała oburzona.
W kolejnym wpisie odniosła się również do zachowania rodaków podczas zakupów oraz ignorancji ze strony obsługi sklepu.
W sklepach to samo: polski trend to brudna, stara maseczka na brodzie, w najlepszym wypadku pod dumnie wystającym nochalem. Obsługa udaje, że nie widzi. Ot walka z Covid po polsku. Przed nami jeszcze z pięć fal, a na końcu tsunami - dodaje Lis.
W pełni rozumiemy poirytowanie.