Polski rząd planuje wprowadzenie składki dla mediów "z tytułu reklamy". Kolejne obciążenie finansowe może spowodować, że część polskich mediów przestanie istnieć. Planowany nowy podatek ma dotyczyć mediów tradycyjnych, portali internetowych czy firm, które oferują zewnętrzne nośniki reklam. W środę 10 lutego w ramach protestów większość rodzimych mediów nie nadawała nowych treści. Strony internetowe i ekrany telewizorów były czarne, a rozgłośnie radiowe nadawały cały dzień ten sam komunikat. Gwiazdy również chętnie wyrażały swoje zdanie na ten temat w mediach społecznościowych. Wśród nich znalazła się Hanna Lis.
Hanna Lis przez wiele lat była związana z Telewizją Publiczną, jednak po nadejściu "dobrej zmiany" została zwolniona. Dziennikarka nie odeszła z zawodu i nadal komentuje w mediach społecznościowych otaczającą ją rzeczywistość. Sama zainteresowana mówi bez ogródek co myśli, więc nic dziwnego, że w przypadku strajku mediów również dosadnie się wypowiedziała.
W swoim obszernym wpisie Hanna Lis zaznacza, że brak wolnych mediów jest zamachem na ludzką wolność. Przy okazji uderza w działaczkę pro-life Kaję Godek.
Bez wolnych mediów nie ma wolnych ludzi. Bez wolnych, niezależnych od władzy (każdej władzy) mediów nie dowiesz się o tym, że policja pałuje protestujące na ulicach polskich miast kobiety. Nie dowiesz się, że Kaja Godek prowadzi krucjatę mającą zakazać in vitro, nazywając metodę, dzięki które tysiące Polek i Polaków mogą zostać rodzicami, „produkcją dzieci metodą weterynaryjną” - czytamy pod postem.
Nie obyło się również bez przytyków w stronę rządzących, którzy omijają obostrzenia w czasie pandemii. Nietrudno się domyślić, że dziennikarka nawiązała również do najnowszych wybryków Krystyny Pawłowicz.
Zakażą ci wstępu do szpitala, gdy będziesz chciał pożegnać umierającą, bliską Tobie osobę, a ty grzecznie się temu poddasz, ufny, że Tobie nie wolno, choć ministrowi rządu już tak. Zamkną ci hotel, restaurację, czy dowolny inny biznes na mocy niejasnego rozporządzenia? Nie dowiesz się, że rozporządzenia obowiązują tylko Ciebie, ale już nie ludzi władzy i ich znajomych, którzy jeżdżą do SPA, gdy ty siedzisz zamknięta/y w domu.
Nie dowiesz się też, że 11 listopada “pokojowy” marsz patriotów spalił kolejne mieszkanie w stolicy (jeszcze) europejskiego kraju ani że tęczowe marsze zostały w tymże kraju zakazane (zapewne jako gorszące opinię publiczną zgromadzenia "zboczeńców"). Nikt nie ostrzeże Cię przed powodzią, za to dostaniesz SMS, ze trzeba iść na wybory. I choćby dalej szalała pandemia, powiedzą ci, ze wirus nie jest już groźny, że "nie trzeba się go bać" - kontynuowała.
Na samym końcu Hanna Lis porównała działania obecnego rządu do zachowań z czasów II wojny światowej.
Gdy Hitler (legalnie) doszedł do władzy w Niemczech, ukazywało się ponad 4700 gazet. W 1944 było ich niewiele ponad tysiąc, wszystkie kontrolowane i koncesjonowane przez Ministerstwo Propagandy III Rzeszy. Haracz, który władza chce nałożyć na wolne media, nie jest niczym innym, jak gwoździem do trumny polskiej wolności słowa. Wolne media padną, zostanie Ministerstwo Propagandy. Zadajmy sobie pytanie, czy jako wolni ludzie możemy na to pozwolić? #mediabezwyboru - podsumowała.