Radosław Majdan jest jedną z tych gwiazd, którym mimo przestrzegania wszelkich obostrzeń, nie udało się uniknąć zakażenia koronawirusem. Niestety, przebieg choroby nie należał do najłatwiejszych. COVID-19 zasiał spustoszenie w jego organizmie, konieczna była hospitalizacja i podłączenie do aparatury ułatwiającej oddychanie. Mimo to mąż Małgorzaty Rozenek podkreśla, że objawy, nawet najbardziej uporczywe, w końcu mijają i apeluje do chorych, by nie poddawali się w walce z wirusem. Opowiedział również, jak z perspektywy czasu ocenia pomoc ochrony zdrowia, pracę lekarzy i pielęgniarek oraz skomentował szkodliwe teorie koronasceptyków.
- Koronawirus to zawodnik, który nie określił jasno swojej wagi. Na pewno jest przeciwnikiem, który bardzo zaskakuje. Nie do końca wiemy, czego się po nim spodziewać. Oczywiście poza symptomami, które są szeroko komentowane w mediach przez lekarzy i epidemiologów. Natomiast w moim przypadku była to waga ciężka.
- Testom na COVID-19 poddaję się regularnie przed nagraniami w pracy. Telewizja bardzo tego pilnuje. Jednak test, który pokazał pozytywny wynik, zrobiono mi w szpitalu i był on efektem tego, że wcześniej przez dwa tygodnie nie najlepiej się czułem. Pierwszym dniom choroby towarzyszyły stany grypowe, ale drugi tydzień to już ewidentne zapalenie płuc, które zresztą zostało bezbłędnie zdiagnozowane przez lekarza. Po tygodniu, kiedy mój stan nie ulegał poprawie, wróciłem na kontrolę. Wtedy lekarz skierował mnie do szpitala. Pierwszego dnia pobytu na oddziale przeprowadzono test. Wszystkie objawy jednoznacznie wskazywały na koronawirusa. Nie było zaskoczenia, kiedy wynik okazał się pozytywny.
- Nietypowe może być to, że nie miałem jednoznacznej utraty węchu czy smaku. Miałem za to szalenie silne bóle głowy, gorączkę, poczucie strasznego zmęczenia. Towarzyszyła mi apatia, wyczerpanie, ból mięśni, fatalne samopoczucie.
- Bóle głowy, olbrzymie zmęczenie i kaszel. Ten kaszel jest nietypowy, łatwo go odróżnić od zwykłego przeziębienia.
- Jeżeli chodzi o sytuację w szpitalach, to na podstawie własnych doświadczeń chciałbym wszystkich uspokoić. Lekarze dbali o nas - o mnie i inne osoby leżące ze mną na sali. Pojawiali się bardzo często, aż byłem zdziwiony - co trzy godziny mierzono nam saturację. Przychodzili do nas nie tylko lekarze, ale również pielęgniarki, salowe. Byłem pod wrażeniem. Miałem poczucie, że ci ludzie wiedzą, co robią, mimo że to tak naprawdę dopiero pierwszy etap badań nad koronawirusem. Musimy mieć jednak świadomość, że cały świat dopiero teraz stara się bronić przed COVID-19. Oby jak najszybciej została udostępniona szczepionka, która z tego co mówią eksperci, jest już gotowa.
- Na pewno tak. W szpitalu dowiedziałem się, że przeciwciała nie gwarantują wiecznej odporności na koronawirusa. Pielęgniarz, z którym rozmawiałem, opowiedział mi o przypadkach osób, które już po ozdrowieniu zakaziły się ponownie. Ten problem dotyczy głównie personelu medycznego, który każdego dnia walczy z pandemią na pierwszej linii frontu. Dlatego - tak, zamierzam się zaszczepić. Wierzę, że to uodporni nas na późniejszy czas. Póki co na sześć miesięcy mam spokój, ponieważ z tego co mówią lekarze, kiedy ciężko przechodzi się zakażenie koronawirusem, przeciwciała chronią nas przed ponownym zachorowaniem przez kolejne pół roku.
- Kiedy trafiłem do szpitala, byłem w takim stanie, że wszyscy domyślali się, że to coś więcej niż zwykłe zapalenie płuc. Nie było więc to dla nas szokiem czy zaskoczeniem, byliśmy przygotowani na tę diagnozę. Małgosia też zrobiła test na koronawirusa, ponieważ czuła się chora. Od momentu, w którym nasze samopoczucie uległo pogorszeniu, mimo że wynik pierwszego testu był negatywny, i tak podjęliśmy decyzję o samoizolacji. Chłopcy akurat mieli przerwę w szkole, więc też nigdzie nie wychodzili. Wszyscy siedzieliśmy w domu.
- Chłopcy widzieli, że jest ze mną coś nie tak. Mój pobyt w szpitalu na pewno ich zmartwił, ale życie w domu toczyło się dalej i staraliśmy się zachowywać normalnie. Rozmawialiśmy ze sobą o koronawirusie. Tłumaczyliśmy, że to choroba, z którą młody i zdrowy organizm jest w stanie sobie poradzić bez żadnych przykrych konsekwencji. Podkreślałem również, że pomimo fatalnego samopoczucia, nie czułem ani przez chwilę zagrożenia życia.
Miałem jednak inną refleksję, kiedy jechałem do szpitala. Zastanawiałem się, co bym czuł, gdybym był jednym z koronasceptyków i trafił na oddział z tą chorobą. Myślę, że byłoby mi wstyd i głupio. Oczywiście zawsze wierzyłem w koronawirusa, ale ciekawi mnie, czym się kierują ludzie, którzy ciągle powątpiewają, wierzą w teorie spiskowe, twierdzą, że ludzie, którzy leżą w szpitalu, udają chorobę. Kompletnie tego nie rozumiem. Dzieci wiedzą, że jest koronawirus. Widzą, jak my się zachowujemy. Widzą, że przestrzegamy obostrzeń. Po powrocie ze sklepu wszystkie ubrania wkładałem do pralki. Dezynfekowałem ręce, nosiłem i noszę maseczki ochronne. Dzięki temu chłopcy rozumieją, że z pandemią nie ma żartów i że to coś poważnego, w przeciwieństwie do koronasceptyków.
- Nie czytałem tej wypowiedzi, ale nie - to nie są statyści. Myślę, że koronasceptyków już nic nie zdoła przekonać, jeśli przy takim dostępie do informacji, statystyk, zdjęć i nagrań ze szpitali wciąż mają wątpliwości. Niestety uważam, że - nie życzę oczywiście nikomu źle i mam nadzieję, że nikomu to się nie przydarzy - ewentualne nieszczęście, czyli zakażenie się COVID-19, mogłoby sprawić, że uwierzą, że coś takiego naprawdę istnieje. Dopóki się z tym nie zetkną, nie zderzą z objawami, raczej nic już ich nie przekona, że są w błędzie. Bardzo mnie dziwi, że ludzie, którzy się na czymś nie znają, odważają się wypowiadać głośno takie teorie. Bycie osobą publiczną nie upoważnia do zabierania głosu w każdym temacie.
- Czasem warto oddać głos mądrzejszym i pozwolić, by to eksperci przekazywali wiedzę w konkretnym temacie. Teorie antykoronawirusowe są niefortunne i mogą ciągnąć za sobą przykre konsekwencje - ktoś może zlekceważyć możliwość zakażenia, przestać stosować się do obostrzeń. A ja mimo że pilnowałem się na każdym kroku i tak nie uniknąłem zakażenia. Sztuką jest, żeby widząc to wszystko, co dzieje się wokół, mieć jeszcze jakiekolwiek wątpliwości. Te szkodliwe teorie uderzają też w całe środowisko show-biznesu. Później trudno się dziwić, że celebryta jest uważany za osobę, która "gada bzdury", bo wysnuwanie takich szkodliwych wniosków jest potwierdzeniem tej tezy. Powinniśmy być bardziej powściągliwi.
- Miałem na tyle poważne zapalenie płuc, że po tomografii komputerowej klatki piersiowej zatrzymali mnie w szpitalu. W obu płucach badania wykazały zmiany. Nie mogę jeszcze powiedzieć, że oddycham swobodnie, ale tę chorobę leczy się około trzech miesięcy. Minął miesiąc i miejmy nadzieję, że wkrótce wszystko wróci do normy. Teraz wiem, że muszę po prostu bardziej uważać na swoje zdrowie.
- Tak, oczywiście. Jeszcze nie minęło 28 dni od ustąpienia objawów, ale jak tylko będę mógł, niezwłocznie udam się do punktu.
- Nawet jeśli czujecie się fatalnie, nawet jeśli ten stan się utrzymuje i przeciąga, musicie wiedzieć, że każdy kolejny dzień przybliża Was do zdrowia. To w końcu minie. Trzeba w to wierzyć i pielęgnować w sobie pokłady nadziei.
- Przede wszystkim, żeby dbali o siebie i suplementowali witaminę D. Naukowcy alarmują, że niedobór witaminy D może zwiększać na podatność na zakażenie koronawirusem i mieć wpływ na przebieg choroby. U 80% chorujących na COVID-19 wykryto niedobory tej witaminy.