We wtorek rano pisaliśmy o tym, że mąż Katarzyny Skrzyneckiej trafił do szpitala. Gwiazda opublikowała serię postów, w których zdradziła, że Marcin Łopucki odczuwał straszliwy ból w okolicach brzucha. Ku jej zaskoczeniu jej ukochanemu nie udzielono pomocy, a co więcej został wyproszony z jednej z prywatnych klinik w Warszawie. Aktorka postanowiła nie kryć swojego oburzenia i całą sytuację opisała na swoim Instagramie.
Pacjentów traktują tam jak trędowatych. Obserwowałam zza drzwi, jak opieszale niewzruszona mierzy mu zdalnie temperaturę... Marcin osunął się z bólu na kolana przy kontuarze recepcji... NIKT DO NIEGO NIE PODSZEDŁ! Nikt się nie zainteresował! Oprócz nas było pusto, nie mieli tłumu pacjentów... - pisała.
Finalnie trafili do placówki, w której udzielono Marcinowi pomocy. Został poddany badaniom i okazało się, że nieunikniona będzie operacja, która czeka go już w ciągu najbliższych trzech dób. To z pewnością musiało być okropne doświadczenie dla całej rodziny. Mimo to nie zabrakło pod postami Skrzyneckiej negatywnych komentarzy od obserwatorów.
Pod zdjęciami, które aktorka opublikowała na Instagramie, pojawiło się wiele komentarzy. Bliscy znajomi, a także fani pary wyrazili swoje oburzenie na klinikę, która nie udzieliła Marcinowi pomocy, ale również starali się wesprzeć Skrzynecką w trudnej sytuacji. Jednak nie wszyscy skupili się właśnie na tym.
Jedna z obserwatorek postanowiła w niemiły sposób "uświadomić" Kasi, że dla przeciętnego Polaka to nic nowego.
Zawsze mnie bawi, jak znani stykają się z codziennością przeciętnego Polaka i doznają szoku, że jak tak można, że zero szacunku i poszanowania do pacjenta, że sobie wypraszają. Proszę państwa, my to mamy na co dzień. Tak właśnie bardzo często traktuje się pacjentów, nie w prywatnych klinikach, ale placówkach NFZ, na które 3/4 życia płacimy składki.
Zarzuciła jej również, że znane osoby załatwiają różne sprawy "na gębę".
Wy znani, macie ten przywilej, że często na tak zwaną gębę dużo załatwiacie, a to z policją, która przymknie oko, a to z lekarzem, a to z panią w rejestracji, która przyspieszy termin. Z czasem przywykacie do lepszego traktowania. Dlatego tak szokuje Was kontakt z chamstwem po tej drugiej stronie, mogę napisać książkę o podłości niektórych lekarzy, pielęgniarek czy babsztyli w rejestracji. Co nie zmienia faktu że trzeba piętnować każde takie obrzydliwe zachowanie, ja sobie mogę piętnować, mnie nikt nie usłyszy, ale Wy znani, może coś wskóracie - napisała.
Skrzynecka mimo trudnej sytuacji, postanowiła odpowiedzieć swojej obserwatorce.
My "znani" jak Pani to nazywa, również leczymy się w państwowej służbie zdrowia i proszę mi wierzyć, że ani nie wykazujemy tzw. "świętego oburzenia", ani w drugą stronę, nie mamy w zwyczaju załatwiać w życiu żadnych codziennych spraw, szastając od progu hasłem "Nazywam się XYZ i jestem gwiazdą srazdą z telewizora". Z pełną pokorą tak samo dotyczą nas kolejki i terminy "za kilka miesięcy"... - stwierdziła.
Pod innym komentarzem również przyznała, że na co dzień korzysta Narodowego Funduszu Zdrowia.
NA CO DZIEŃ LECZYMY SIĘ W PAŃSTWOWEJ. Z szacunkiem i pokorą. W tych samych kolejkach, co wszyscy.
Mimo wyżej wspominanych wydarzeń, aktorka zachowała zimną krew i w kulturalny sposób odpowiedziała obserwatorce.
KB