Scarlett Johansson była jedną z gwiazd, które pojawiły się na poniedziałkowej Met Gali. Aktorka chyba nie wzięła sobie do serca tegorocznego dress code'u, czyli połączenia mody i motywów religijnych.
Scarlett miała na sobie tiulową burgundową sukienkę, która stopniowo przechodziła do koloru pudowego różu, ozdobioną przy dekolcie i pasie kwiatami.
Chociaż suknia pięknie podkreślała jej figurę, nie spotkała się z pozytywnym odbiorem, głównie ze względu, na dom mody, z którego pochodzi. Kreacja została zaprojektowana przez Marchesę, firmę założoną przez Georginę Chapman, żonę Harveya Weinsteina. To pierwszy raz, kiedy ktoś pokazał się na czerwonym dywanie w sukni jej projektu od czasu wyjścia na jaw skandalu seksualnego z Weinsteinem w roli głównej w październiku zeszłego roku.
Użytkownicy mediów społecznościowych krytykowali wybór sukienki i zastanawiali się, dlaczego Johansson postanowiła wspierać markę, która była tak blisko tego skandalu.
Scarlett Johansson w sukience Marchesy. Ryzykowny wybór.
Ona jest osobą, o której nigdy bym nie pomyślał, że złamie "strajk" Marchesy, pisali na Twitterze.
A Wy co sądzicie o wyborze kreacji?
Weinstein to jeden z najbardziej wpływowych producentów filmowych i telewizyjnych w Hollywood. W 2017 roku wyszło na jaw, że przez kilkadziesiąt lat wykorzystywał seksualnie kobiety, z którymi współpracował, a potem płacił im za milczenie. Oskarżenia na tle seksualnym w kierunku Harveya Weinsteina wysunęło ponad 100 kobiet związanych ze światem filmu. Wśród ofiar były m.in. Angelina Jolie i Gwyneth Paltrow, które jako pierwsze wysłały do redakcji "New York Times" specjalne oświadczenia. Po wybuchu tego skandalu narodziła się wtedy akcja społeczna #Metoo, którą rozpoczęła aktorka Alyssa Milano. W ten sposób zachęciła wszystkich, których w jakikolwiek sposób dotknęła seksualna przemoc, do dzielenia się tym faktem w mediach społecznościowych. Użycie hasztaga ma także sygnalizować, że nie zgadzamy się na jakąkolwiek formę molestowania.
OG