Przedwczesna i niespodziewana śmierć Whitney Houston rzuciła cień na 54. galę rozdania nagród Grammy.
W ostatniej chwili do scenariusza imprezy dodano kilka elementów, mających na celu uczczenie pamięci Whitney. Jak artyści pożegnali piosenkarkę?
Występ aktorki i piosenkarki Jennifer Hudson spowodował, że większość zgromadzonych w Staples Center miała w oczach łzy. Hudson również wzruszyła się, wykonując największy przebój zmarłej Houston, znany ze ścieżki dźwiękowej do filmu "Bodyguard" - "I will always love you". Tym bardziej, że wystąpiła zamiast zmarłej gwiazdy; w pierwotnym scenariuszu imprezy to Whitney miała pojawić się na scenie.
Sporo mówi się też o występie Adele. Niektórzy twierdzą, że piosenka "Rolling in the deep" (Pogrążając się w żalu) nabrała ubiegłej nocy nowego znaczenia. Trudno było w czasie występu Brytyjki ignorować pełen żalu tekst utworu i nie myśleć o przedwczesnej śmierci Whitney.
L.L. Cool J w szczególny sposób oddał cześć nieobecnej piosenkarce. Raper odmówił modlitwę w intencji gwiazdy. Po tym, jak powiedział o niej "nasza siostra", rozległy się gromkie brawa.
Szczególnie wzruszające były słowa rodziców Amy Winehouse. Mitch i Janis Winehouse ze wzruszeniem wyrazili żal z powodu śmierci Houston. Sami stracili pół roku temu swoją ukochaną córkę.
Trudno nie dostrzec podobieństw między zmarłymi artystkami - obie piekielnie utalentowane i obie, niestety, w szponach zgubnych nałogów. Zarówno Amy, jak i Whitney, odeszły zdecydowanie za szybko.
Whitney wspominała też autorka tekstów i kompozytorka Diane Warren, która niejednokrotnie współpracowała z artystką. Warren wyraziła swój żal nie tylko na scenie, ale i w wywiadach za kulisami. Kompozytorka zwróciła też uwagę Pitbullowi - muzyk nawoływał ludzi do zabawy, tłumacząc, że Houston uwielbiała imprezy. Warren uznała takie zachowanie za niewłaściwe i skarciła młodszego kolegę.