Ab ovo. Zacznijmy od początku - bo w tym przypadku - jest to uzasadnione nie tylko ze względu na zwykły porządek, w jakim zwykle zaczyna się opowieść. Jeśli chodzi o Jarosława Kuźniara, to już na początku swojej zawodowej kariery udowodnił, że jest osobą nietuzinkową. Przygodę z pracą prezentera zaczął jako student Uniwersytetu Wrocławskiego. Związał się wówczas z Radiem Sudety i Telewizją Studencką. Nieco ponad rok temu magazyn "Press", który z sylwetki Kuźniara zrobił swoją jedynkę, na Facebooku zareklamował nowy numer filmem z występem dziennikarza w TS.
Screen z Facebook.com
Cała sprawa z "Kuźniarem-pisanką" w rzeczywistości okazała się być dla "Press" trefnym jajem, bo dziennikarz na Twitterze ostro zaatakował miesięcznik.
[Józef Tischner pisał, że są trzy rodzaje prawd: cała prawda, tyż prawda i g* prawda].
Screen z Twitter.com
Dziennikarz doczekał się też odpowiedzi miesięcznika (także na Twitterze).
Press
Pomijając całe zamieszanie z "Pressem"... Czy można odmówić animuszu prezenterowi, który wyszedł ze studia i wszedł do koszyczka wielkanocnego?
Skoro jesteśmy już przy Twitterze, to naszym zdaniem firma powinna wysłać Kuźniarowi specjalny dyplom. Ciężko znaleźć dziennikarza, który zrobiłby tak wiele dla upowszechnienia tego portalu społecznościowego. Oczywiście nie mówimy tu o specjalnej akcji reklamowej, lecz jego ogromnej liczbie tweetów. Tematy? Wszystkie. Nawet (a może zwłaszcza) kontrowersyjne. Trudno jednak odmówić Kuźniarowi słuszności w tego typu działaniach. Ma najwięcej "followersów" i jako pierwszy w Polsce przekroczył próg 100 tys obserwujących. To jemu jako pierwszemu udało się - właśnie dzięki Twitterowi - zbliżyć do swoich fanów i antyfanów, którzy na bieżąco wchodzą z nim w polemikę. Nieraz we "Wstajesz i wiesz" zachęcał do tego widzów.
Skutecznie. Mimo wczesnej pory zawsze mógł liczyć na żywe odpowiedzi, choć musiał się też liczyć z ich krytycznym okiem. Kuźniar podjął ryzyko, na pewno mając świadomość, że tweetowanie może się stać obosieczną bronią, zwłaszcza, gdy trafi się błąd.
Twitter.com
"Infantylny dzieciak" to pleonazm, tak samo jak "masło maślane" i dla internautów ten zwrot okazał się być równie rażący jak "wodny akwen" czy "cofanie się do tyłu". "Nagłówki nie do ogarnięcia" od razu tę wpadkę wychwyciły. Screen tweeta opublikowały na swojej stronie na Facebooku.
Facebook.com
Natychmiast posypały się dość nieprzychylne komentarze. Dziennikarzowi wytykano językową niewiedzę, która w jego zawodzie występować nie powinna.
Facebook.com
Być może w przypadku innego dziennikarza drobny błąd przeszedłby niezauważony, jednak mało kto wywołuje w internecie aż tak duże emocje - nie ukrywajmy - często negatywne, jak Kuźniar. Jak bardzo żywe są to reakcje przekonaliśmy się wszyscy, gdy dziennikarz opowiedział w "Grazii" o "sprytnym" sposobie na podróżowanie.
Screen z Facebook.com//Monika-Olejnik/
Prawdziwa lawina negatywnych komentarzy oraz prześmiewczych, humorystycznych postów (nie tylko anonimowych internautów, lecz także osób publicznych np. Moniki Olejnik czy Karoliny Korwin Piotrowskiej), jaka przetoczyła się przez polskie media społecznościowe, skłoniła Wirtualnemedia.pl do nadania Kuźniarowi tytułu "Antybohatera Twittera".
Screen z Facebook.com/SzymonMajewskiSam
Screen z Twitter.com/solgazpolska
Cięte komentarze Kuźniara dotyczące polityki, mediów, show-biznesu, a nawet kolegów ze stacji - przyniosły mu miano pierwszego szydercy RP. Czy to dobrze? Z jednej strony tak, bo każdy dziennikarz marzy, aby jego tezy docierały do tak wielu odbiorców, a z drugiej - nikt chyba nie lubi, nieprzyjemnych spięć towarzyskich. Do takich doszło z jego nową redakcyjną koleżanką - Kingą Rusin. Kuźniar nazwał jej książkę "grafomaństwem", a ona... Nie przyjęła dobrze krytyki.
Taki jest jednak styl Kuźniara, który w nie owija w bawełnę i nie boi się mocnych słów. Dzięki temu ma tak wielu fanów, ale też hejterów, którzy ciętymi komentarzami dziennikarza czują się ośmielani do zostawiania równie ciętych, ale też często wulgarnych uwag pod jego adresem. W pewnym momencie nienawiść była tak duża, że gospodarz "WiW", zaczął publikować prywatne dane osób, które obrażały go w internecie. Potem poszedł o krok dalej i zrobił donos do pracodawcy internauty, który nazwał go "k***ą".
Akpa
Jarosław Kuźniar swój ostry jak brzytwa humor idealnie umiał sprzedać w statycznym i poważnym środowisku studia TVN24. Wizerunek, który stworzył prowadząc "Poranek TVN24", pozwolił władzom stacji uwierzyć, że równie dobrze poradzi sobie z kolorowym i krzykliwym "X Factorem". Niestety, jego występ jako gospodarza rozrywkowego show można podsumować jako jedną wielką klapę. Każdy kolejny odcinek dla internautów był punktem wyjścia do tworzenia niekończących się elaboratów o tym, jak źle radzi sobie Kuźniar.
W gorzkich słowach było sporo racji. Kuźniar zdawał się być na scenie sztywny i stremowany. Żarty były nieśmieszne i nie udawało mu się złapać kontaktu ani z publicznością, ani z uczestnikami. Tabloidy sugerowały, że osoby decyzyjne stawiały mu za wzór Marcina Prokopa, którego sposobem bycia miał się inspirować. Plotki musiały dotrzeć do samego zainteresowanego, bo w jednym z odcinków "X Factora" powiedział:
Nasz informator związany z produkcją show, zapewniał jednak że kierownictwo stoi za nim murem.
Kapif
Koniec końców Kuźniar odszedł z show po jednej serii, co jak się okazało było także jego decyzją.
Choć "X Factora" nie można zaliczyć do zawodowych sukcesów Kuźniara, to jednak z pewnością dostał surową lekcję, która przyda mu się przy "DD TVN". Choć, co prawda, śniadaniówka nie jest rozświetloną sceną, ale pamiętajmy, że nie jest też studiem TVN24, w którym siedzi się cały czas za stołem. Jesteśmy pewni, że będzie dobrze wiedział jakich błędów unikać - ambicja - to chyba jego drugie imię:
Było po pierwsze, po drugie..., aż wreszcie będzie po piąte. Dlaczego naszym zdaniem Jarosław Kuźniar będzie pasował do "DD TVN"? Bo jest bezkompromisowy. Czy to pasuje do śniadaniówki, o której mówi się że to "pasmo dla gospodyń"? Oczywiście, bo "DD TVN" już dawno zerwało z taką opinią, a kto jak kto, ale Kuźniar umie nawiązać kontakt z widzami. A ten najlepiej tworzy się nie wtedy, gdy prowadzący "słodzą", lecz wtedy, gdy są szczery. Ba, patrząc na ogromną popularność nowego partnera Anny Kalczyńskiej wydaje się, że wręcz wolą jak jest niemiły! Skąd te wnioski? W jednym z odcinków widzowie zwrócili dziennikarzowi uwagę, że Zbigniew Bródka jest członkiem Państwowej Straży Pożarnej, a nie Ochotniczej Straży Pożarnej. Dzień później, w rozmowie na wizji z koleżanką ze stacji Martą Kuligowską, wrócił do swojej wpadki.
Dodajmy, że to nie był pierwszy, ani ostatni epizod, w którym Kuźniar niepokornie zareagował na krytykę widzów, lecz wprost dał na wizji do zrozumienia, co o niej myśli.
Takie właśnie osobowości uwielbiają oglądać widzowie! Widzowie "DD TVN" także. Przecież najwięcej emocji budzą w nich występy Doroty Wellman i Marcina Prokopa, którzy nie raz pokazali, że cukierkowe wywiady nie leżą w ich naturze. Kochają ostre tyrady Rusin. Wspomnijmy jeszcze niezliczone zjadliwe uwagi Jolanty Pieńkowskiej tak żywo komentowane i zrozumiemy, czemu kierownictwo stacji zdecydowało się dać Kuźniarowi szansę w innym programie.
Akpa
Obawy, że będzie zbyt "sztywny", odkładamy do przegródki "nieuzasadnione". Owszem bliżej mu pewnie do Jolanty Pieńkowskiej niż Marcina Prokopa, ale to dobrze. Ponieważ Anna Kalczyńska (podobnie zresztą jak poprzedni partner Pieńkowskiej Robert Kantereit) to osoba, o której przy pierwszym spotkaniu mówi się "ciepła i otwarta" i naszym zdaniem tak słodko-ostry duet ma szansę wywołać dużo emocji.