Historia Tomasza Komendy poruszyła całą Polskę. Mężczyzna przez 18 lat odsiadywał wyrok w więzieniu za zbrodnię, której nie popełnił. Wyszedł na wolność i został uniewinniony. Teraz domaga się odszkodowania, mówi się o kwocie sięgającej blisko 19 milionów złotych. Jak na razie nie wiadomo, czy trafi do niego rekordowe zadośćuczynienie, jednak jego mama, Teresa Klemańska, już się boi konsekwencji posiadania takiej fortuny.
Pani Teresa opowiedziała w rozmowie z Onetem o swoich obawach. Niepokoi ją to, jak jej syn odnajdzie się w sytuacji, gdyby na jego konto wpłynęły miliony złotych. Drży, żeby Tomasz nie zaufał nieodpowiednim ludziom, którzy już teraz kontaktują się z nim i oferują pomoc w rozdysponowaniu majątku i oferują swoje usługi.
Boję się, że pójdzie to w złą stronę, że je szybko roztrwoni, że będzie miał złych doradców, albo że odbije mu palma. Ludzie już teraz dzwonią i proponują mu jakieś spółki, inwestycje. Chcą go wykorzystać. A on nie jest przygotowany na duże pieniądze. Dlatego powiedziałam mu, żeby inwestował w mieszkania - wyznała.
Wyraziła jednak nadzieję, że jej syn pomoże innym osobom. Cieszy się, że zaczął współpracę z braćmi Collins i pomoże im w prowadzeniu fundacji. Otrzymał stanowisko specjalisty do spraw adaptacji społecznej osób niesłusznie skazanych.
Mama jest bardzo związana z synem. Choć nie mieszkają razem, a Tomasz układa swoje życie prywatne (niedługo zostanie ojcem, podczas premiery filmu "25 lat niewinności" oświadczył się ukochanej).
Mamy bardzo dobry kontakt. Jak nie przychodzi, to do siebie dzwonimy, jeden dzień on, jeden dzień ja. Proszę go tylko, żeby nie robił z siebie celebryty, bo nim nie jest, żeby pozostał normalnym Tomkiem - dodała.
Zaznaczyła też, że ciągłe zainteresowanie mediów wcale mu nie służy.