Małgorzata Rozenek o potrzebie refundowania in vitro w Polsce mówi często i dosadnie. Ma do tego osobisty stosunek, bo gdyby nie in vitro, nigdy nie zostałaby matką.
14 lat temu dowiedziałam się, że albo in vitro, albo nie będę nigdy mamą - mówi w najnowszym "Newsweeku".
Na szczęście była w gronie szczęśliwców, u których ta metoda leczenia niepłodności okazała się skuteczna i dziś Rozenek jest matką dwóch chłopców: 13-letniego Stasia i 9-letniego Tadzia. Od trzech lat stara się o kolejne dziecko - póki co bezskutecznie. Przyznaje, że nieudane próby wykańczają psychicznie i fizycznie, ale się nie poddaje. Walczy, by znów zostać matką i chce w tym samym pomóc trzem milionom Polaków, którzy również cierpią z powodu niepłodności. Oburza ją fakt, że Polska jako jedyny kraj w Unii Europejskiej nie refunduje in vitro.
Nam też udało się porozmawiać z Małgorzatą Rozenek-Majdan o in vitro. Co nam powiedziała?
W niedawnym wywiadzie dla TVN-u Małgorzata Rozenek wyznała, że podczas trzyletnich starań o potomka dwukrotnie poroniła. W "Newseeku" opowiada, ile stresu, emocji i nerwów ją to kosztuje. Mimo to - nie rezygnuje.
Trudno mi o tym mówić, nie wiem nawet, czy powinnam. Nie chcę, by moje niepowodzenie odebrało komuś nadzieję. (...). My zresztą jeszcze nie zrezygnowaliśmy ze starań o dziecko, ale już jesteśmy wykończeni.
In vitro to metoda nie tylko bardzo droga, ale też czasochłonna. Były okresy, kiedy Rozenek co drugi dzień musiała być obecna w klinice i temu podporządkowała swoje życie zawodowe, rezygnując z wielu projektów. Po zastrzykach hormonalnych traciła stabilność emocjonalną - najtrudniej było znosić informacje o nieudanych próbach.
Pamiętam, jak raz miałam umówiony transfer na godzinę dwunastą, a o dziesiątej dostałam informację, że mój zarodek przestał się rozwijać, nie mam po co przyjeżdżać. Dramat, bo tyle miesięcy na to czekałam i nawet nie doszło do transferu. Jestem silna, ale w takich momentach siadałam i płakałam. Mam szczęście, że mój mąż jest ciepłą osobą, mogę się na jego ramieniu wypłakać, nie dramatyzuje i nie obciąża mnie winą (bo przyczyna leży po mojej stronie, to ja nie mogę zajść w ciążę w sposób naturalny).
Mimo ostatnich niepowodzeń, Małgorzata Rozenek podkreśla, że metoda in vitro już dwukrotnie umożliwiła jej zostanie matką i na taką szansę zasługują inni Polacy cierpiący z powodu niepłodności. Do tego potrzebne jest jednak wsparcie państwa, bo na in vitro nie każdego stać. Póki co jednak rząd wspiera prokreację, kusząc programem 500+ i emeryturami dla matek, które mają co najmniej czwórkę dzieci. A co z tymi kobietami, które nie mogą ich mieć wcale? Małgorzata Rozenek rozesłała listy do wszystkich klubów parlamentarnych, ale nie dostała żadnej odpowiedzi. Wielokrotnie miała też okazję rozmawiać osobiście z politykami Prawa i Sprawiedliwości, gdyż jej ojciec przez kilka lat był skarbnikiem partii.
Mówili, że muszą szanować swój elektorat, że on nie pochwala tej metody. Mówili, że jest ona moralnie niesłuszna, że to zabawa w Boga. Ale to wszystko było w oficjalnych rozmowach, bo prywatnie znam takich, którzy skorzystali z tej metody i mają dzieci.
Póki co Rozenek stara się pomagać kobietom na własną rękę.
Zakładam teraz fundację, która będzie pomagać kobietom starającym się o dziecko. Już teraz podpowiadam im, jak skontaktować się z lekarzem, jak znaleźć klinikę.
Kobiety, które dostają od niej wsparcie, z pewnością je doceniają. Ale nie zastąpi ono finansowego wsparcia państwa, które jest głuche na apele Rozenek i innych Polaków, pragnących mieć dzieci.
WJ