Tomasz Stockinger próbuje naprawić to co zepsuł wsiadając kilka tygodni temu do samochodu pod wpływem alkoholu. Cała Polska śmiała się z aktora, który kompletnie pijany (miał ponad dwa promile alkoholu) rozbił dwa samochody i uciekł z miejsca wypadku . To co zrobił było smutne, skandaliczne i żałosne. W wywiadzie dla "Gali" opowiedział o szczegółach tego zdarzenia. Na pytanie co robił tego wieczoru odpowiada:
Siedziałem sam ze swoimi myślami.
Jak ocenia to co zrobił?
Czysta głupota! Ale nie obudzę się nagle z tego nieprzyjemnego snu. Ja muszę sobie wybaczyć i dalej żyć (...) Przez moment zawładnęła mną jakaś ponura siła. Co mnie zaskoczyło i czego do końca nie rozumiem.
Ta ponura siła to był chyba alkohol. Tomasz przez cały wywiad próbuje znaleźć przyczynę swojego zachowania.
Usłyszałem to od pewnej astrolożki, że nasiąkam jak gąbka tym, co złe i dobre. Może rzeczywiście człowiek, który podpatruje rzeczywistość, wchłania za dużo i czasami jest przepełniony? Niczym pamięć w komputerze.
Stockinger nie ukrywa, że zawiódł swoich bliskich, ale jednocześnie twierdzi, że w tej trudniej sytuacji mógł na nich liczyć. Szczególnie na syna do którego zadzwonił po zatrzymaniu przez policję. Najlepszy fragment wywiadu zostawiłam na koniec:
Dziennikarz "Gali": Dokąd Pan teraz jedzie?
Tomasz Stockinger: Na Ursynów.
Dziennikarz: Ja także. To zabiorę Pana.
Urocze.
Szaza