Zbieg okoliczności sprawił, że Anna Kalczyńska była w Paryżu, gdy doszło do serii krwawych zamachów terrorystycznych. Dziennikarka właśnie wróciła ze stolicy Francji i przyjechała prosto do studia " DD TVN ".
Czy te wydarzenia dla Francuzów to takie 11 września? - pytał prowadzący Bartosz Węglarczyk.
Myślę, że tak. To co innego niż atak na redakcję "Charlie Hebdo". Tu zginęli przypadkowi ludzie. Mogło to dotknąć każdego z nas. My byliśmy w tej dzielnicy. Gdybyśmy poszli do innej restauracji, bylibyśmy wśród tych ludzi.
Kalczyńska zrobiła reportaż w Paryżu poświęcony reakcjom mieszkańców na dramatyczne wydarzenia piątkowej nocy. W stolicy Francji ludzie są podzieleni.
Są z jednej strony Francuzi, którzy będą bronić otwartości. Jak rozmawiałam z redaktorami "Liberation", to mówili, że jest to ślepy terroryzm i nie da się nic z tym zrobić, więc nie możemy zmieniać swojego nastawienia. Jednak z drugiej strony mamy Francję, która skręca w prawo i bardziej radykalne reakcje.
Dziennikarka rozmawiała z Francuzami, którzy oddawali cześć ofiarom zamachu na Placu Zgody, relacjonowała też wydarzenia z miejsc zamachów. Do Polski wróciła dziś w nocy.
Bardzo to przeżyłam. Dopiero, gdy wracaliśmy, jak znalazłam się na lotniku w miejscu, gdzie nikt mnie nie widział, a przed sobą miałam tylko pustą przestrzeń pustą przeszklonych rękawów dla podróżnych, to dałam upust wszystkim emocjom. To wszystko jest bardzo poruszające, a być tak blisko, to jest doświadczenie graniczne - mówiła Kalczyńska.
W serii zamachów terrorystycznych zginęło co najmniej 127 osób. Ataki przeprowadzono w różnych miejscach miasta, m.in. w pobliżu Stade de France i w sali koncertowej Bataclan, gdzie przetrzymywano zakładników - tam doszło do krwawej łaźni. Zastrzelono ok. 100 osób. Rannych jest ok. 180 osób; 99 z nich jest w stanie krytycznym - podają Wiadomosci.gazeta.pl . Państwo Islamskie oficjalnie przyznało się już do przeprowadzenia zamachów. Prezydent Francji, Francois Hollande, powiedział, że zamach to akt wojny.
karo