5 października przypada pierwsza rocznica śmierci Anny Przybylskiej . Małgorzata Rudowska wspomniała aktorkę w rozmowie z "Dzień Dobry TVN". Menedżerka przyznała, że wciąż trudno jej się pogodzić ze śmiercią Przybylskiej, z którą łączyły ją nie tylko stosunki zawodowe.
Była bardzo dobrą przyjaciółką i tego mi najbardziej brakuje. Kiedy przydarzy mi się coś ciekawego w ciągu dnia, łapię się na tym, że chwytam za telefon i chce jej o tym opowiedzieć. Nie potrafię mówić o niej w czasie przeszłym. Łapię się na tym, że jak jadę do Jarka i dzieci to mówię "jadę do Ani" - mówi.
Rudowska wspomina Przybylską jako bardzo ciepłą osobę z dużym poczuciem humoru i dystansem do siebie. Opowiedziała jak, zdarzyło jej się rzucić w kąt niewygodne szpilki do Saint Laurent przygotowane przez stylistkę i spędzić premierę na boso, czy przyjść do studia telewizyjnego w okularach przeciwsłonecznych i prosić makijażystkę o "pomalowanie wokół".
No cała Ania. Ona kochała swoją pracę. Dla niej praca, kamera mogła istnieć. Jej przeszkadzał ten cały świat show-biznesu. To bywanie na salonach, to że o niej chcą pisać, że musi udzielać wywiadów. To był jeden z punktów w jej kontraktach filmowych, że poświęci na promocję danego projektu jeden dzień. Teraz, z perspektywy tego jak nie żyje to wszyscy to rozumiemy, ona każdą chwilę chciała spędzić z rodzin - podsumowuje Rudowska.
Na koniec menadżerka Przybylskiej zaapelowała, by własnie z takich historii pamiętać Przybylską, nie z trudnych ostatnich miesięcy walki z nowotworem.
Znając Anię, nam wszystkim zależy żeby była zapamiętana jako radosny promyczek. Nie chora Ania przez ostatni rok. To była ta jej największa prywatność i chciałabym, żeby ludzie zapamiętali ją taką jaka była zdrowa i prawdziwa - zakończyła.
em