Deser.pl opisał niesamowitą historię, która przywraca wiarę w ludzi. Marek Hołda, taternik z Siemianowic Śląskich, 11 października razem z przyjaciółmi wyruszył w góry z zamiarem zdobycia Rysów. Po noclegu w schronisku na Morskim Oku, z samego rana zaczęli wyprawę. Po minięciu Czarnego Stawu, gdy mieli zacząć już wspinaczkę na sam szczyt, zobaczyli coś, co odmieniło losy całej ekipy.
Decyzja mogła być tylko jedna - Rysek wraca z nami. Dostał od nas wodę i szynkę w konserwach (nasz obiad). Psiak był wystraszony, zziębnięty, miał rankę nad okiem. Nie bał się nas, dał się wziąć na ręce bez żadnego problemu, a nawet mu się podobało - był tak wycieńczony, że najbliższej nocy mógłby nie przeżyć - czytamy relację taternika na Deser.pl.
Zejście w dół nie było łatwe. Zwierzę było w bardzo złym stanie.
13 km, 1200 m w dół, ponad pięć godzin na zmianę na naszych rękach Rysek "schodził" na dół do parkingu i samochodu. Jak go w momentach odpoczynku stawialiśmy na łapkach, to stał chwiejnie. Gdyby został i chodził tam dalej prawdopodobnie by gdzieś spadł, a gdyby się położył, to mógłby z wychłodzenia umrzeć.
Po zejściu z gór, taternicy zawieźli psa prosto do Fundacji S.O.S. dla Zwierząt , z którą współpracuje na co dzień Marek Hołda. Tam zwierzę nakarmiono i podano mu środki przeciw pasożytom. Następnego dnia trafiło już pod fachową opiekę weterynarza. Stwierdził m.in. stłuczoną miednicę i zapalenie pęcherza.
Pies został nazwany Rysek i znajduje się obecnie pod opieką Fundacji S.O.S. dla Zwierząt . Zgłosili się już pierwsi chętni, aby zaopiekować się zwierzęciem.
Więcej o całej historii przeczytacie tutaj , gdzie obejrzycie także pierwsze zdjęcia psa, którego znaleziono na około 2200 metrach.
karo