Stanley Tucci diagnozę raka języka usłyszał w 2017 roku. Wiadomość ta była dla niego podwójnym ciosem. Aktor znany m.in. z filmów "Diabeł ubiera się u Prady", "Konklawe" czy "Spotlight" w 2009 z powodu nowotworu piersi stracił pierwszą żonę Kathryn Louise Spath. Tucci przeszedł bardzo intensywną radioterapię i chemioterapię, a choroba jest obecnie w remisji. Aktor ma jednak teraz poważne problemy z tarczycą, o czym opowiedział w odcinku podcastu "David Tennant Does A Podcast With…".
We wspomnianej rozmowie Stanley Tucci wyznał, że niepokojące objawy zauważył u siebie w ubiegłym roku, gdy we Włoszech nagrywał program "Stanley Tucci: Searching for Italy". Aktor zwrócił uwagę, że coraz częściej czuje ogromne zmęczenie. - Byłem zmęczony już po południu. Naprawdę wykończony już o godzinie pierwszej - opowiadał. Tucci zrobił badania, po których okazało się, że jego tarczyca przestała funkcjonować.
Początkowo podejrzewał, że to wynik stresu. Okazało się jednak, iż problem jest znacznie poważniejszy. Po konsultacji z onkologiem wyszło na jaw, że intensywna radioterapia, którą Tucci przeszedł podczas leczenia nowotworu, "wypaliła jego tarczycę". - Zastanawiałem się: dlaczego? To nie ma żadnego sensu, a to, co się stało, to to, że miałem radioterapię sześć, siedem lat temu, która wypaliła mi tarczycę - relacjonował. Aktor zaczął przyjmować odpowiednie leki i jego stan znacznie się poprawił. Wciąż jest jednak pod opieką lekarzy. - Nadal bywa tak, że jestem bardzo zmęczony popołudniami. Dosłownie nie możesz myśleć, nie możesz się ruszać. Ale odkąd zacząłem brać leki, jest zupełnie inaczej - dodał.
O przejściach związanych z chorobą Stanley Tucci opowiadał wcześniej m.in. na łamach swojej książki "Taste: My Life Through Food", która ukazała się w 2021 roku. Aktor wyznał, że operacja nowotworu wiązałaby się z wycięciem dużej części języka, co oznaczałoby bezpowrotną utratę smaku i węchu. Lekarze przekazali mu jednak, że w jego przypadku możliwe jest połączenie radioterapii z chemioterapią. "Na szczęście, ponieważ nie było przerzutów, dawało to szansę wyleczenia bliską 90 proc. z bardzo niskim ryzykiem nawrotu. Trudno było się z tymi liczbami kłócić, więc zdecydowałem się na to" - relacjonował.