Dawid Kubacki w połowie marca z dnia na dzień nagle ogłosił, że musi odwołać udział w trwającym właśnie konkursie skoków narciarskich. Początkowo nie było wiadomo, co jest powodem takiej decyzji, jednak szybko poinformowano, że żona skoczka - Marta Kubacka - w bardzo ciężkim stanie trafiła do szpitala. Dopiero półtora miesiąca później mogła z niego wyjść - z wszczepionym rozrusznikiem serca. W rozmowie z serwisem skijumping.pl Dawid Kubacki opisuje, jak teraz wygląda ich rzeczywistość. Choć zmieniło się bardzo dużo, skoczek nie traci optymizmu.
Marta Kubacka w połowie kwietnia, po miesiącu spędzonym w Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu, wróciła wreszcie do domu. W najnowszym wywiadzie Dawid Kubacki przekazał, że powoli, drobnymi kroczkami, wracają całą rodziną do normalności:
Powoli się ogarniamy. To na pewno nie jest proste po tym wszystkim, co nas spotkało, ale idzie ku dobremu. Powoli wracamy do normalności, choć na pewno nie w stu procentach. Małymi kroczkami do niej wrócimy. (...) Wszyscy jesteśmy w domu, mamy drobne problemy, ale to są drobnostki, patrząc wstecz. Mam na myśli rehabilitację Marty, czasami potrzebujemy trochę pomocy, a ja niekiedy będę potrzebował wyrwać się wcześniej z obozu treningowego, ponieważ będę potrzebny w domu - mówi Kubacki.
Marta Kubacka po powrocie do domu znajdowała już w sobie siłę, żeby powoli wracać również do mediów społecznościowych, które były jednym z miejsc jej zarobku. Po wszczepieniu rozrusznika serca czeka ją bez wątpienia wielotygodniowa rehabilitacja. Marta jest jednak byłą sportowczynią, dlatego dodatkowe ćwiczenia fizyczne nie będą dla niej zupełną nowością.
W rozmowie z serwisem skijumping.pl Dawid Kubacki wrócił też pamięcią do dnia, w którym jego żona trafiła do szpitala. Trwał właśnie konkurs skoków w Vikersund, z którego skoczek zrezygnował. Jednak na wylot z Norwegii musiał poczekać kilka godzin, co było wyjątkowo trudne:
Na samolot, który miał być około 13:00, nie zdążyłbym dojechać na lotnisko. Musiałem poczekać na kolejny, który był pod wieczór. (...) Kursowałem w hotelu ze stołówki do pokoju po kawę i sam nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Wiem, że na miejscu nie byłbym w stanie pomóc, ponieważ to praca lekarzy, którym mogę co najwyżej przeszkadzać, ale w takiej sytuacji człowiek chce być z bliskimi i zaopiekować się dziećmi. Chce się zrobić cokolwiek - mówi.
Stan Marty Kubackiej przez cały tydzień był wielką niewiadomą. Lekarze w Zabrzu walczyli o jej życie i dopiero po siedmiu dniach przekazano informacje, że jej stan się ustabilizował. Po miesiącu Marta Kubacka opuściła szpital z wszczepionym rozrusznikiem i mogła wrócić do domu, do męża i córek.