Kamil Durczok od kilku lat nie ma dobrej passy w mediach. Były szef "Faktów" TVN był oskarżany o molestowanie seksualne w miejscu pracy, toteż bardzo szybko pożegnał się ze stacją, z którą był związany przez wiele lat. Jak się później okazało, był to dopiero początek jego problemów. Teraz Sąd Okręgowy w Warszawie zajmie się sprawą o podrobienie podpisu byłej żony, który miał być wykorzystany do wyłudzenia kredytu hipotecznego.
Katowicka prokuratura poinformowała o zarzucie wobec Kamila Durczoka. Chodzi o sfałszowanie podpisu i wyłudzenie kredytu hipotecznego o wartości ponad 3 milionów złotych.
Drugi zarzut obejmuje przedłożenia przez Kamila D. w banku oświadczeń z podrobionymi podpisami byłej żony w celu wyłudzenia pożyczki hipotecznej. Tym działaniem Kamil D. dokonał w latach 2008 i 2009 wyłudzenia od banku kredytu hipotecznego i pożyczki hipotecznej na łączną kwotę ponad 3,2 mln złotych. Grozi mu kara nie mniejsza niż 5 lat pozbawienia wolności lub kara 25 lat pozbawienia wolności - podała Agnieszka Wichary, rzeczniczka katowickiej Prokuratury Regionalnej.
Sprawa wyszła na jaw w grudniu 2019 roku. Tuż po ogłoszeniu zarzutów prokuratura domagała się aresztowania dziennikarza, jednak sąd w Katowicach na to nie przystał. Zdecydowano, że wobec Kamila Durczoka zostanie zastosowane poręczenie majątkowe w wysokości 200 tysięcy złotych, dozór policyjny, a także zakaz opuszczania kraju. Sam zainteresowany wówczas tłumaczył, że sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana, niż opisują ją media.