Meghan Markle i książę Harry przebywają aktualnie w 16-dniowej podróży zagranicznej. Kilka dni temu odwiedzili Fidżi, gdzie m.in. rozmawiali z mieszkańcami. Jedno ze spotkań zostało przerwane, a księżna Sussex została wyprowadzona przez ochroniarzy.
Zobacz też: Księżna Meghan w różowej kreacji z pomponami. To chyba nie był najlepszy wybór
Księżna Sussex chciała porozmawiać z kobietami w ramach inicjatywy Zjednoczonych Narodów. Spotkanie miało trwać 20 minut, ale zostało skrócone zaledwie do sześciu Warunki, w jakich przebywała ciężarna Meghan Markle, mogły zagrażać jej zdrowiu. Upał, wilgoć i napierający tłum skłoniły jej ochronę do szybkiej reakcji. Zdecydowano, że niezwłocznie należy wyprowadzić przyszłą mamę z lokalnego bazarku.
Tłum był gęstszy niż się spodziewaliśmy - zdradziła osoba opiekująca się rodziną królewską podczas podróży.
Nie spodobało się to do końca mieszkańcom, którzy przybyli na spotkanie z księżną Meghan. Mieli żal, że się nawet nie pożegnała.
Czekaliśmy na nią od dawna, przygotowywaliśmy się trzy tygodnie. Wyszła bez pożegnania - mówili rozczarowani.
Rozumiemy ich odczucia, jednak staniemy w obronie Meghan. Być może źle się poczuła, albo była zbyt zaskoczona sytuacją. Nie bez znaczenia jest też fakt, że od kilku dni jest w podróży, co na pewno jest dla niej wyjątkowo męczące w tym stanie.
AW