W ostatnim odcinku "Kuchennych rewolucji" Magda Gessler odwiedziła restaurację Czerwony Kapturek w Poznaniu. Lokal prowadzony jest przez panią Dorotę, której pomaga dwóch synów, 28-letni Maciek i 30-letni Dawid. Dużą rolę w restauracji odgrywa Samuel, życiowy partner właścicielki. Regularnie musi wyjeżdżać do Niemiec, żeby z pensji pielęgniarza dokładać do interesu. Pani Dorota z wykształcenia również jest pielęgniarką. Od kilku lat regularnie wyjeżdża do granicy za pracą, a jej synowie otwarcie mówią, że Czerwony Kapturek miał być tym, co zatrzyma ją na dłużej w kraju, dzięki czemu rodzina w końcu będzie razem.
Pierwszą rzeczą, na którą zwróciła uwagę Magda Gessler po wejściu do restauracji, był brak wentylacji i zapach smażonej cebuli.
No, wentylacji brakuje, to fakt - przyznał Maciej.
Jako pierwsze danie do testu Magda Gessler dostała gołąbka, który był zbyt mocno przyprawiony i czuć było głównie lubczyk. Dalej nie było lepiej, gulasz był przypalony, a schabowy ze szpinakiem "twardy jak karton".
Mimo to ekipy nie opuszczał dobry humor.
Ona jest taka sympatyczna, lubię panią Magdę. Nie wypluła w serwetkę, to już jest sukces - powtarzała pani Dorota.
Po ostatnim daniu Magda Gessler opuściła Czerwonego Kapturka.
Jest jak jest. A mogło być dobrze, szkoda. Do jutra - powiedziała wychodząc.
Następnego dnia większość ekipy nadal była optymistycznie nastawiona. Poza Samuelem, który dwukrotnie chciał już wychodzić.
Magda Gessler zwróciła właścicielce uwagę na nieatrakcyjne zdjęcia, które miały być reklamą restauracji, kiczowate wnętrze i brak obecności Czerwonego Kapturka we wnętrzu oraz menu.
Może nie mam gustu - powiedziała pani Dorota.
No, nie masz - odpowiedziała Gessler.
W obronie stanął młodszy syn, Maciej.
Marzę o tym, żeby mama już z kraju nie wyjeżdżała. Tak długo jej nie było, we Włoszech była, w Niemczech. Tak długo się, że tak powiem, tułała za pieniądzem, żeby naszą rodzinę ratować. To jest wszystko po to robione, żeby się znowu nie rozdzielać - tłumaczył. - Cokolwiek się zdarzy, ważne, żeby mama była szczęśliwa - dodał.
W kuchni panował bałagan, ale największym problemem była bułka tarta.
To nie jest tarta bułka, tylko to jest cement - powiedziała z dezaprobatą Gessler, po czym wysypała ją na głowę pani Doroty.
Później przyszedł czas na rozmowę sam na sam z właścicielką. Gessler zarzuciła jej arogancję i oczekiwała szczerości. Pani Danuta nie wytrzymała i z płaczem wybiegła na zaplecze.
Nie chce mi się już rozmawiać, przepraszam. Nie będę brała udziału w tych rewolucjach. Dosyć tego.
Kiedy wróciła przyznała, że jest zagubiona w tym wszystkim, coraz częściej kłóci się z Samuelem o wyjazdy, pieniądze. Restauracja, która miała być ich "dzieckiem", stała się kością niezgody.
Kolejny dzień rewolucji zaczął się od nauki przyrządzania schabowego w innej restauracji. Po udanej lekcji cała ekipa wróciła do Czerwonego Kapturka, który miał się zmienić w Bistro Kotlet. Magda Gessler zadecydowała, że wnętrze będzie utrzymane w stylu lat 60-tych, a dominować będą biel i szarość.
Jednak już po wejściu do restauracji zaczęły się problemy. Mięso przywiezione przez Gessler nie zostało rozmrożone, a kuchnia nie była wystarczająco czysta, żeby prowadząca mogła rozpocząć przygotowania do kolacji.
Nic więcej nie mogę zrobić. Na razie tu gotować nie można - powiedziała Gessler.
Przygotowania do kolacji nie obyły się bez komplikacji. Kucharz pomagający pani Dorocie miał problem z przygotowaniem schabowych, a Magda Gessler była załamana organizacją (a raczej jej brakiem) właścicielki.
To jest twoja knajpa, twoja wizytówka - mówiła.
Na szczęście promocja na mieście poszła pomyślnie, tak samo jak wieczorna kolacja. Goście chwalili domowy klimat i smaczne jedzenie. Mimo to Magda Gessler nadal miała pewne wątpliwości.
Nie boję się o smak, boję się o organizację - powiedziała na koniec właścicielce.
Na szczęście obawy Gessler były niesłuszne. Bistro Kotlet po 3 tygodniach od rewolucji mogło się pochwalić wzrostem obrotów oraz pełną salą klientów.
Wszystko jest po prostu przepyszne. To kotlety, o których wszyscy marzą - powiedziała Magda Gessler po skosztowaniu dań.
Ekipa restauracji nie kryła entuzjazmu, szczególnie synowie, którym dzięki sukcesowi lokalu, udało się zatrzymać mamę w kraju. Co więcej, zdradzili, że Samuel pojechał do Niemiec do pracy, ale ostatni raz - nie będzie musiał więcej wyjeżdżać, żeby mogli utrzymać lokal.
OG