Ten wywiad jest ważny dla każdego z nich. Robert Biedroń i Krzysztof Śmiszek po raz pierwszy oficjalnie opowiedzieli o łączącej ich relacji. Prezydent Słupska, wieloletni działacz na rzecz osób LGBT od 12 lat jest związany z prawnikiem, pracującym w Zakładzie Praw Człowieka UW. Są razem od 14 lutego 2003 roku.
Dlaczego akurat teraz zdecydowali się opowiedzieć o swojej relacji? Jak czytamy w "Elle", decyzję tę podjął Śmiszek.
Pomyślałem, że kiedy, jak nie teraz? To jest taki moment społeczny i polityczny, że możemy wzmocnić innych - opowiada na łamach magazynu . - Pokazać się w wspólnie w sytuacji, kiedy ktoś nie fotografuje nas z ukrycia, tylko my sami dajemy na to zgodę.
Z rozmowy wyłania się obraz pary, która musi radzić sobie z ciągłą rozłąką, która droczy się ze sobą, planuje wspólną przyszłość. Biedroń jest zdecydowanie mniej wylewny, przyznaje, że w związku to Śmiszek dba o wiele spraw. Zajmuje się urządzaniem ich warszawskiego mieszkania ("kupuje jakieś kocyki, światełka, pierdółki"), troszczy się o ukochanego ("Krzysiek panicznie boi się o mnie") i to jemu pierwszemu przyszły prezydent Słupska "wpadł w oko".
W 2002 roku przeczytałem w "Życiu Warszawy" relację z konferencji prasowej, zobaczyłem jego zdjęcie i pomyślałem, że moja wiedza przyda się takiej organizacji (Kampanii przeciw Homofobii). A poza tym bardzo mi się spodobał na tym zdjęciu. Przez dwa-trzy miesiące spotykaliśmy się na gruncie zawodowo-organizacyjnym- opowiada Śmiszek.
Nie zwracałem na niego uwagi - wspomina z kolei Biedroń.
Potem pojechaliśmy do Berlina na jakąś konferencję i kliknęło - przyznaje Śmiszek.
To było dla mnie nowe doświadczenie, bardzo romantyczne - uwodziłeś mnie - komentuje początek znajomości Biedroń.Skan z "Elle"
Biedroń przyznaje, że, oprócz jego mamy, ukochany jest najmocniej wspierającą go osobą. Nie tylko martwi się o niego - obserwuje wszelkie jego działania, popiera decyzje. Sam Śmiszek zdradza, że życie publiczne zawsze go interesowało (próbował nawet dyskutować o nim z Biedroniem, ale tego nudzą ponoć rozmowy tego typu), ale oglądanie poczynań ukochanego jest dla niego bardzo ważne.
On jest jak Claire Underwood z "House of Cards" - mówi Biedroń. - Solidaryzuje się z nią i często porównuje.
Jednak podczas zaprzysiężenia na prezydenta Słupska, partner Biedronia nie stanął obok niego. Nie była to decyzja polityka - Śmiszek podjął ją sam. Na zaprzysiężeniu towarzyszyła mu mama.
Obecny prezydent Słupska przyznaje, że dla niego takie sytuacje nie są trudne - stwierdza, że uwielbia "wsadzać palec do kontaktu". Dlatego lubi iść pod prąd, nie chce być rozpatrywany jedynie jako prezydent, polityk czy "zawodowy gej" (cyt. za Biedroniem). Dlatego zdecydował się na udział w "Kilerskim karaoke", przyznaje, że lubi przeklinać, nie martwi się o to, jak jest odbierany. On i jego partner w jakiś sposób przyzwyczaili się do tego, że ludzie nie zawsze ich akceptują. Przeprowadzająca wywiad Małgorzata Fiejdasz-Kaczyńska spytała ich o to, jak czują się idąc ulicami Słupska i trzymając się za ręce.
Nieswobodnie. W całej Polsce. Wszędzie - odpowiada Biedroń.
W Słupsku jest trochę inaczej - komentuje Śmiszek.
Naprawdę? Ile razy mieliśmy okazję przetestować Słupsk razem?
Przechodziliśmy kilka razy ulicą.Fot. Igor Nizio
Biedroń przyznaje, że na braku poczucia swobody się nie kończy. Zdarza się, że ktoś go obraża, wyzywa, a został nawet opluty. Jednak udało mu się przekonać do siebie mieszkańców Słupska. Choć początkowo, gdy pojawiał się np. na meczu, rozlegały się gwizdy, teraz mieszkańcy miasta okazują mu coraz więcej sympatii. Jego partner mówi wręcz o "słupskiej euforii".
Każdego dnia wspólnie robimy wielką akcję antydyskryminacyjną - opowiada Biedroń. - Do końca świata i o jeden dzień dłużej.
Cały wywiad możecie przeczytać w najnowszym wydaniu magazynu "ELLE".
A tak wygląda typowy dzień prezydenta Biedronia:
jus