Sebastian Tokarski przeszedł groźny wypadek podczas pobytu w programie "Hotel Paradise". Na jednej z imprez upadł na podłogę, uderzył się w głowę i doznał poważnej kontuzji stawu obojczykowo-barkowego. Przez to musiał opuścić program. Basia założyła dla niego internetową zbiórkę pieniędzy na leczenie i rehabilitację. Ostatnio 23-latek chwalił się na Instagramie swoim spontanicznym wypadem do Zakopanego, gdzie postanowił imprezować z przyjaciółmi. Dokładnie relacjonował swoje poczynania. To rozzłościło fanów, którzy współczując mu, wpłacali pieniądze na rehabilitację.
Fani programu zarzucili Sebastianowi nieuczciwość. Widząc jego podboje w Tatrach, pomyśleli, że zabawił się za pieniądze ze zbiórki. Nie zostawili na nim suchej nitki.
Jak rączka? Wyleczona?
Jak zbierali kasę, to zdjęcie biednego załamanego chłopaka, a teraz uśmieszki i wycieczki. Skoro taki poważny uraz, to się chyba siedzi na dupie w domu.
Sebastian Tokarski postanowił odpowiedzieć w mało uprzejmy sposób, czym dolał oliwy do ognia i rozwścieczył fanów. Dodał post, w którym napisał:
Wilki nie przejmują się tym, co o nich sądzą barany.
Internauci nie tylko poczuli się urażeni, ale także wytykają mu głupotę.
Gorzej, jak te barany pomogły ci, wspierając twoją zbiórkę.
Chłopie, trochę się ogarnij. Niejedna osoba ma problem z barkiem i jakoś debila z siebie nie robi, aby żebrać kasę. Trochę pokory i szacunku do innych.
Faktycznie widać, że ta zbiórka była Ci potrzebna... Fajna wycieczka, jedzenie w restauracjach, fajne ciuchy, fury. Daleka jestem od hejtowania, ale wykorzystałeś swój wizerunek telewizyjny i naiwnych ludzi, bazując na współczuciu.
Sebastian postanowił wyznać prawdę. Twierdzi, że nie pojechał za swoje pieniądze, ale też nie za te ze zbiórki.
Jak zapłaciłem za wyjazd do Zakopanego? Nie zapłaciłem. Wszyscy z nas mieli go ze współpracy barterowej – wyjaśnił.
Wytłumaczył się także z "baranów".
Dlaczego pojechałem do Zakopanego? Mam siedzieć w domu i płakać nad rozlanym mlekiem? Kto jest baranem? Ludzie, którzy uważają się za wiedzących więcej ode mnie w sytuacji, w której jestem – napisał Sebastian na Instagramie.
Okazuje się, że to niejedyne jego bolączki. Narzeka także na zbytnią popularność. Jak twierdzi, sława zaczęła dawać mu w kość.
Kiedy twoja skrzynka pęka w szwach, każde wyjście z domu wiąże się ze spojrzeniami ludzi, a ty po prostu chcesz wszystkich zadowolić i robić fajne rzeczy. Trudno nie zmienić swojego zachowania, kiedy na każdy twój krok spogląda 50, 100 czy 200 tysięcy osób – napisał Sebastian.
Od razu dostał ripostę.
Wydaje mi się, jakbyś pisał o jakiejś sławnej osobie, która coś osiągnęła, a nie o facecie, który ma follow, bo był kilka dni w znanym programie... Śmieszy mnie to. Mimo wszystko życzę zdrowia, ale zejdź trochę na ziemię...
A wy co sądzicie o całej sprawie? Żal wam Sebastiana?