Środowa prasa od rana żyje jedną sprawą: wypadkiem Maciej Dowbora . Dziennikarz jechał na rowerze ulicą, w pewnym momencie niemal zepchnął go z szosy kierowca samochodu jadącego obok. Pomiędzy mężczyznami doszło do szarpaniny.
Co ciekawe, dwa popularne tabloidy interpretują to na różne sposoby, dodatkowo ilustrując to tym samym zdjęciem i filmem. "Fakt" grzmi :
Dowbor jak chuligan. Kopnąłeś mój rower za 50 tys.
"Super Express" zaś tytułuje :
Kierowca napadł na Dowbora. O mały włos straciłby życie na jezdni.
Dobrym podsumowaniem może być zdjęcie, które umieścił dziś w sieci "Faktoid".
Powstaje więc pytanie, co tak naprawdę wydarzyło się we wtorek na drodze na dalekim Wilanowie? Zapytaliśmy samego bohatera tego zdarzenia czyli Macieja Dowbora.
Jechałem środkiem pasa, mam do tego prawo, jeśli pobocze nie nadaje się do jazdy. Na tym odcinku drogi nie ma ścieżki rowerowej. Brakuje mi do niej 3 km, te 3 km to jest męka. Na poboczu jest kiepskiej jakości asfalt, to zmusza rowerzystę do jechania środkiem pasa. Kierowca trąbił na mnie klaksonem, ja nie reagowałem. Potem dosłownie otarł się lusterkiem o moje ramię. Wtedy go dogoniłem, to nie było w centrum Warszawy, tylko na dalekim Wilanowie, na zad*piu, przy trasie na ścieżkę rowerową. Na pasach podszedłem do niego i zapukałem w szybę - powiedział w rozmowie z Plotek.pl Maciej Dowbor.
Wtedy doszło do szarpaniny. Dowbor trenuje aktualnie do triatlonu, dlatego po szosie porusza się na rowerze, który nie jest jego własnością.
Pan wyskoczył z samochodu, kopnął rower, niszczył sprzęt. To nie jest mój sprzęt tylko wypożyczony. Musiałem odpychać człowieka. Krzyczałem, że ten rower kosztuje 50 tysięcy, myślałem, że może to mu uświadomi, co robi. Wtedy próbowałem zrobić mu zdjęcie. Ten rzucił się na mnie z pięściami, zerwał słuchawki i odjechał - dodaje.Kapif
Panowie znów się spotkali, a na miejsce przyjechała policja.
Mężczyzna wrócił po paru minutach. Byli świadkowie, którzy powiedzieli, że są gotowi zeznawać na moją obronę. Policjanci mnie uświadomili, co mogę zrobić - mogę ocenić straty i ewentualnie dochodzić swoich spraw. To ode mnie zależy, czy złożę sprawę z powództwa cywilnego.
Na szczęście straty nie są duże.
Mam złamany pedał, są otarcia, muszę podliczyć straty. Dla samej zasady, szkoda mi czasu na ciąganie po sądach.
Zapytaliśmy Dowbora, co chciał osiągnąć krzycząc na kierowcę.
Jedynym moim celem było ochrzanienie tego mężczyzny. Sytuacja jest taka, że człowiek ma tętno 200, chciałem mu uświadomić, co zrobił. Nie miał świadomości tego, że sytuacja była niebezpieczna. Wychodzę z założenia, że tylu rowerzystów zostało poszkodowanych, jak nie będziemy reagować, doprowadzimy do sytuacji, że będziemy akceptować piratów drogowych.
Wydarzenie zostało nagrane. Film można obejrzeć na stronie Se.pl. Dla Dowbora ma to swoje dobre strony.
Cieszę się, że jest film. Każdy może sam ocenić. Nie da się ocenić wszystkiego, bo film został nagrany od połowy. Ale nikt mi nie udowodni, że kogoś pobiłem. Była szarpanina. Jestem silnym mężczyzną, ale nie na tyle, by kogoś wyciągnąć z auta - tłumaczy.
Interesowało nas, jak Dowbor skomentuje sprzeczne tytuły tabloidów.
To najlepszy dowód na to, jak można manipulować faktami. Wiadomo, że w sezonie ogórkowym, lepiej się sprzeda tytuł "Dowbor rzucił się z pięściami" niż, że został pobity.
Nerwową reakcje Dowbora tłumaczy zdarzenie sprzed lat.
Jeden z moich kolegów nie żyje. Mam wielu znajomych, którzy też jeżdżą na rowerze po trasie, dlatego wiem, że te sytuacje zdarzają się nagminnie. Fakty są takie, ze kierowcy często wyprzedzają rowerzystów, można nogę połamać, można zostać zepchniętym z drogi. To nie jest pierwszy raz, kiedy zostałem zepchnięty, kiedyś czeski kierowca tira zepchnął mnie na pobocze, przewróciłem się - wyjaśnił.
Barbara Posel