Na początku każdego odcinka kucharze stają do pierwszego zadania. W 2. odcinku uczestnicy mieli 30 minut na przygotowanie koreczków z owoców morza. Całe danie miało zmieścić się na jednej wykałaczce. Nikt jednak nie spodziewał się, że w spiżarni jest ograniczona ilość ośmiornic, krewetek, małży świętego Jakuba i langustynek. Gdy zawodnicy wpadli po produkty, zobaczyli, ile ich jest, wielu puściły nerwy. Brali więcej, niż im było potrzeba.
Najszybciej rozeszły się dużej wielkości krewetki. Większość zabrał bloger, Piotr Ogiński.
Świątka bardzo dotknął sposób rywalizacji przy pierwszym zadaniu. Obserwując, z jakim zdenerwowaniem przygotowywał swoje danie, budziło się współczucie. Ręce trzęsły mu się tak, że z trudem wbijał produkty na wykałaczki.
mat. prasowe
Stres brał górę też nad kucharzem z Sheratonu. Piotr Ślusarz ze spiżarni wyniósł ostatni kawałek ośmiornicy. Wątpił jednak w swoje siły.
Na drugim biegunie emocjonalnym znajdował się, jak zwykle pewny siebie, Marcin Piotrowski. Do bólu opanowany wykonał swoje danie (podobnie jak w pierwszym odcinku) przed czasem. Przekonany o doskonałości swojej potrawy, był wręcz zawiedziony poziomem stawianych wyzwań.
Pewność siebie nie opuszczała go, gdy podeszli do niego jurorzy, aby oceniać jego danie. Opisywał z emfazą swoją potrawę. Inni nie byli tak zachwyceni z efektów swojej pracy przy wykałaczkach. Jedynie dwie osoby (nie licząc Piotrowskiego) były z siebie zadowolone. Dominowały głosy zrezygnowania:
Surowo oceniało też jury, które delikatnie mówiąc, było zawiedzione poziomem uczestników.
Dobrych smaków doszukali się jedynie w daniu Martina Castro i Piotra Świątka. Ten drugi wygrał konkurencję i zapewnił sobie immunitet (automatycznie przeszedł do 3. odcinka).
mat. prasowe
Reszta dostała ostrą reprymendę od Amaro. Dało się też wyczuć, który z uczestników szczególnie działa mu na nerwy.
Za najsłabsze danie uznano koreczki Sylwestra Lisa, które Wachowicz określiła jako: "gastronomię sprzed 60-70 lat". Stał się on tym samym automatycznie zagrożony, to znaczy, że niezależnie od wyniku 2. konkurencji i tak musiał startować w 3. rundzie, czyli 'Dogrywce'.
Drugim, głównym zadaniem jest tzw. "Eliminacja". Przed uczestnikami leżało 13 rodzajów mięs i 13 ponumerowanych noży (cyfry były zakryte, niewidoczne dla nikogo). Kucharze losowali noże. Numery na ostrzach wyznaczały kolejność, w jakiej zawodnicy mogli wybierać mięso. Numer 1. przypadł Paulinie Trygar (wybrała polędwicę wieprzową), ostatni kawałek mięsa miał powędrować do Piotra Ślusarza. Prowadzący zapytał go, zanim jeszcze pierwsza zawodniczka wybrała swój kawałek, co chciałby przygotować.
Nikt nie zostawił Ślusarzowi 'jego' mięsa. Żabie udka wybrał... Marcin Piotrowski.
mat. prasowe
Kucharzowi z Sheratonu przypadła wątroba cielęca, nie był jednak zawiedziony. Znacznie gorsze samopoczucie miała Trygar (wybierała jako pierwsza).
Jej brak wiary w siebie przełożył się na danie. Nie smakowało ono sędziom. Tym samym Trygar o miejsce w 3. odcinku musiała powalczyć w 'Dogrywce".
Znacznie więcej pochwał zebrała potrawa kucharza, który nie miał wyboru - czyli Piotra Ślusarza. Jego wątroba cielęca z nowalijkami i galaretką z czerwonej kapusty i czerwonego wina smakowała wszystkim. Innych dań nie oceniano tak jednoznacznie.
mat. prasowe
Nie brakowało też zagadkowych opinii.
Problemu z interpretacją oceny dania nie mieliśmy, gdy chodziło o Marcina Piotrowskiego:
Nad jakim daniem tak się pastwili sędziowie? Marcin Piotrowski przyrządził żabie udka w cieście waniliowym z owocowymi sosami. W dodatku podał je już zimne, bo - jak zwykle - skończył grubo przed czasem (co wytknął mu Modest Amaro), przez co danie przestygło (rzekomo miało być to jego kolejnym atutem). Mimo tak ostrych ocen, to nie Piotrowski trafił jako 3 zawodnik do ostatniej rundy, czyli 'Dogrywki'. Jury oddelegowało do niej Ewę Malikę-Juchnowicz, której wszystkie dania w tym odcinku były wyjątkowo słabe.
mat. prasowe
Tym samym do trzeciej rundy trafili: Paulina Trygar, Ewa Malika Szyc-Juchnowicz oraz Sylwester Lis.
W 3. rundzie przed Pauliną Trygar, Ewą Maliką Szyc-Juchnowicz oraz Sylwestrem Lisem postawiono takie same 3 czarne pudełka. W każdym z nich było 5 identycznych składników. Kucharze musieli wykorzystać 4 z nich do przyrządzenia dania. Do dyspozycji mieli: jeżyny, ananasa, czekoladę, chili i rozmaryn. Sylwester Lis nie czuł się mocny jako cukiernik.
Przytoczona maksyma okazała się prawdziwa. Jego chłodnik z ananasa z żurawiną i jeżynami powalił na kolana sędziów.
mat. prasowe
Pozostałe dwie zawodniczki walczyły przede wszystkim z nerwami. Obie wpadły bowiem na ten sam pomysł: carpaccio z ananasa z musem czekoladowym. Łapanowski (gospodarz programu) podszedł do Juchnowicz i 'życzliwie' ją o tym poinformował. Ta wówczas spanikowała. Naprędce zmieniła koncepcję. Postanowiła ugotować omlet z karmelizowanym ananasem i wytrawnym sosem z czekolady. Choć danie miała opanowane w szczegółach, stres całkowicie ją rozbił.
Juchnowicz nie zdążyła z podaniem dania. W efekcie talerz wyglądał jak "śniadanie dla męża", a nie jak dzieło "top chefa". Kontrastowało ono z malarską kompozycją dania Trygar, które jednak miało braki, jeśli chodzi o walory smakowe.
Werdykt był trudny, jednak smak wygrał z wyglądem. Do domu odesłano szefową kuchni w Pałacu Sieniawa, Paulinę Trygar.