Monika Richardson w najnowszym wywiadzie wróciła wspomnieniami do swojego brata. Mężczyzna przez lata zmagał się z uzależnieniem od narkotyków. Udało mu się ponad cztery lata żyć w trzeźwości, ale potem zmarł od tzw. złotego strzału.
W programie "Strip talk z gwiazdami" Monika Richardson wypowiedziała się na temat brata, który zmarł przedwcześnie w 2012 roku. Prowadzący Damian Glika zapytał, czy to prawda, że przed laty prezenterka Dwójki próbowała załatwić bratu pracę w mediach. Richardson zaprzeczyła, po czym dodała, że jej brat był wyjątkowo inteligentny i wykształcony.
Filip był tak arcyinteligentnym facetem. Jego moc polegała na umiejętności adaptacyjnej i niezwykłym talencie lingwistycznym, mówił sześcioma językami. Jeżeli inaczej by się jego losy poukładały i siła wyższa chciałaby, żeby tutaj dalej był, to na pewno nie zajmowałby się mediami. Był za dobry na media. Nigdy go media nie interesowały - powiedziała Monika Richardson.
W programie Richardson przyznała, że jej brat zmagał się z nałogiem narkotykowym. Śmiertelny okazał się tzw. złoty strzał po ponad czterech latach trzeźwości. Dziennikarka podkreśliła, że nigdy nie obwiniała się za przedwczesną śmierć brata.
Filip wyszedł z uzależnienia. On już 4,5 roku nie ćpał. Zmarł od tzw. złotego strzału, "za stare czasy". Tak często jest... Był po operacji przegrody nosowej i po prostu się udusił. Nie miałam nigdy do siebie żalu o tę śmierć. Nawet myślałam sobie, że tak miało być, że on się tutaj męczył, w pewnym sensie był nieprzystosowany do życia, nie do końca był częścią jakiejkolwiek wspólnoty, grupy - dodała Monika Richardson.