Nazwana jedną z australijskich "gwiazd jutra" przez magazyn Screen International, TERESA PALMER zwróciła uwagę międzynarodowej widowni jako odtwórczyni głównej roli w "2:37", niezależnym filmie produkcji australijskiej. Film zyskał uznanie na Festiwalu Filmowym w Cannes w sekcji Un Certain Regard oraz na Festiwalu Filmowym w Toronto, jak również przyniósł Palmer nominację do nagrody Australijskiego Instytutu Filmowego dla najlepszej aktorki. Do dorobku filmowego Palmer należą również "Grudge - Klątwa 2", "December Boys" i komedia "Opowieści na dobranoc" z Adamem Sandlerem w reżyserii Adama Shankmana.
W " Uczniu czarnoksiężnika ", widowiskowej komedii przygodowej o czarnoksiężniku i jego niefortunnym uczniu, którzy zostają wrzuceni w sam środek odwiecznego konfliktu między dobrem a złem, Palmer wciela się w rolę Becky Barnes, pełnej uroku nowojorskiej studentki, uzdolnionej didżejki, ukochanej tytułowego ucznia, Dave'a Stutlera (Jay Baruchel).
Czego widzowie mogą się spodziewać po tym filmie?
Jest to opowieść pełna zwrotów akcji, z odlotowymi efektami specjalnymi. Mamy tu podobne emocje jak np. w "Piratach z Karaibów", ale zamiast piratów są czarnoksiężnicy i ich magia. A w przypadku magii nie ma żadnych ograniczeń. Czarnoksiężnicy mogą robić, co tylko chcą i właśnie te nieograniczone możliwości są tak fascynujące. Publiczność zobaczy niesamowite i szokujące rzeczy, których wcześniej nie pokazywano na ekranie.
Jaka jest Becky Barnes, postać, w którą wcielasz się w "Uczniu czarnoksiężnika"?
Becky oraz Dave grany przez Jaya Baruchela uczęszczali jako dzieci do tej samej szkoły. Dave zawsze podkochiwał się w Becky, ale ona traktowała go wyłącznie jak przyjaciela. Dziesięć lat później spotykają się ponownie, na tym samym uniwersytecie, ale Becky jest trochę zagubiona i zahukana. Jej kontakty z płcią przeciwną nie były szczególnie udane. Zupełnie niespodziewanie w jej życiu pojawia się znowu Dave, który okazuje się być wyjątkowo uroczy i sympatyczny. Ona zaczyna dostrzegać w nim coś cudownego, a on wciąga ją w całkowicie nowy dla niej świat magii. Jest to dla niej wielką przygodą, a ten nowy świat szalenie ją ekscytuje.
Czy masz może coś wspólnego z twoją bohaterką?
Staram się wprowadzić odrobinę własnej osobowości do każdej z moich ról. Podobnie jak Becky, jestem energiczna. Ona jest twardą kobietą, a Australijki również należą do mocnych kobiet. Sądzę, że nieustępliwość jest naszą wspólną cechą. Obie jesteśmy kobietami z charakterem.
A jaki jest Dave Stutler?
Dave jest cudowną postacią, a Jay sprawdza się idealnie w tej roli. To asystent wykładowcy na zajęciach z fizyki na wydziale, gdzie studiuje Becky. Któregoś dnia przeprowadza poważne doświadczenie. Wszystko idzie nie tak, dochodzi do wybuchu, a ohydne pozostałości tegoż doświadczenia lądują na włosach Becky. Jest to bardzo zabawna scena, ale w efekcie Dave traci cały rezon wobec Becky i zaczyna mamrotać coś pod nosem. Publiczność oczywiście mu kibicuje. Jego niezdarne zachowanie przy dziewczynie, która mu się podoba, pozwala się nad nim rozczulić. Nie można nie polubić Dave'a.
Jak wygląda relacja między tych dwojgiem?
Ich związek zdecydowanie skupia się na magii, jaką niesie ze sobą pierwsza miłość oraz na przeżyciu, jakim jest zakochanie. Moja bohaterka jest w pewnym sensie przedstawicielką widowni, ponieważ widzowie nie mają żadnych doświadczeń związanych z magią, tak samo jak Becky. Facet, w którym się zakochuje, jest czarnoksiężnikiem z magiczną mocą. To oczywiste, że trudno jej zrozumieć ten stan rzeczy. Becky jest początkowo kompletnie zaszokowana, ale ostatecznie stwierdza: "W porządku, akceptuję cię takim, jakim jesteś". Jest to naprawdę uroczy związek. Stanowią dość nietypową parę, ale ostatecznie okazują się być dla siebie stworzeni.
Jak wyglądała wasza współpraca?
Jay rozśmieszał wszystkich na planie. To ktoś, kto zawsze ma szeroki uśmiech na twarzy. Najwyraźniej czerpał przyjemność z pracy. Wnosił coś nowego do każdej sceny i pomagał mi improwizować. Jest kapitalny i ma olbrzymi talent. Jest przezabawnym, dowcipnym i po prostu świetnym facetem.
"Uczeń czarnoksiężnika" zachwyca efektami wizualnymi. To chyba było spore wyzwanie?
To pierwszy film, w którym musiałam się zmierzyć z tak dużą ilością efektów specjalnych. To niezwykle ekscytujące, ale trzeba być bardzo świadomym swoich ruchów. Na przykład należy odłożyć dany przedmiot w odpowiedni sposób, wiedząc, że stanie on w płomieniach, lub też wykonać konkretne ruchy, ponieważ później ludzie od animacji komputerowej nałożą na to pioruny wystrzeliwujące z twojej głowy! (śmiech) Zachowanie równowagi pomiędzy koncentrowaniem się na pracy, odegraniem sceny i pamiętaniem o efektach specjalnych, które będą wstawione później, było dla mnie bardzo ciekawym doświadczeniem.
Jak to jest kręcić film w Nowym Jorku?
Nowy Jork otacza magiczna energia. Ma się wrażenie, że to miasto żyje. Uważam, że jest doskonałą lokalizacją dla naszego filmu. Kręciliśmy ujęcia na pięknych ulicach, w parkach, na dachach drapaczy chmur, będących ikonami tego miasta. Czuję, że przebywając w Nowym Jorku przez sześć miesięcy dojrzałam jako aktorka. To takie miasto, w którym marzenia się spełniają, a film zdecydowanie to podkreśla.
Jak ci się współpracowało z Nicholasem Cage'em?
Nicholas Cage jest gwiazdą filmową wielkiego formatu, a ja jestem jego fanką od wielu lat. Pewnego razu na planie siedział obok mnie i opowiadał o kinie, swojej miłości do aktorstwa i swoich oczekiwaniach od życia. W pewnej chwili odczułam cały surrealizm tej sceny. Nie mogłam uwierzyć, że właśnie gawędzę z Nicholasem Cage'em! Kto by pomyślał, że coś takiego może się zdarzyć? On jest bardzo serdeczną osobą, absolutnie niezmienioną przez niesamowity sukces i sławę. Jest po prostu uroczy i zabawny. Gdy zjawiał się na planie, zawsze panowała pozytywna atmosfera.
A Alfred Molina, który wciela się w rolę jego antagonisty Maxima Horvatha?
Jest chyba jednym z najzabawniejszych ludzi, jakich poznałam w życiu. Cały czas robił coś szalonego i zanosił się śmiechem. Nie można nie być w dobrym nastroju przy Alfredzie, ponieważ jest pełen życia i energii, którą przynosi ze sobą na plan każdego dnia. Nie mam wątpliwości, że uwielbia robić to, co robi, a to niezwykle miła odmiana! Wielu aktorów przybiera manierę zamyślonych, niedostępnych gwiazd filmowych.
Na planie spotkałaś także międzynarodowej sławy aktorkę Monicę Bellucci
To było niewiarygodne przeżycie, ponieważ dopiero co podziwiałam jej film "Nieodwracalne". To wspaniałe dzieło sztuki filmowej. Uwielbiam jej grę, Monica jako aktorka jest nieustraszona. Spotkanie jej osobiście było wielkim przeżyciem. Jedną z pierwszych rzeczy, które do niej powiedziałam, było: "Jesteś niesamowicie piękna". (śmiech) Monica odpowiedziała skromnie: "To bardzo miły komplement". Czułam się jak kompletna idiotka, ale lubię, gdy odejmuje mi mowę przy gwiazdach, bo czuję, że sama stąpam po ziemi, a nie bujam w obłokach.
Jaki jest Jon Turteltaub jako reżyser?
Jest niesamowicie utalentowany i ma charakter wesołka. Wielu reżyserów trzyma się kurczowo scenariusza. Natomiast Jon zachęca aktorów do odgrywania poszczególnych scen w sposób, jaki wydaje im się naturalny, a nie według sztywnych wytycznych. Aktor czuje swobodę wypróbowywania nowych rzeczy, nie wstydząc się, jeśli coś nie wyjdzie. Takie wsparcie jest bardzo ważne. To było rewelacyjne przeżycie.
Jakie to uczucie pracować z tak renomowanym producentem jakim jest JerryBruckheimer?
Byłam oczywiście podekscytowana możliwością pracy przy "Uczniu czarnoksiężnika", ponieważ jest to film pełen przygód, no i stoi za nim Jerry Bruckheimer. Jerry jest prawdziwym wizjonerem a ja to uwielbiam. To bardzo krzepiące, gdy producent angażuje się we wszystko i codziennie stawia się na naszym "polu bitwy". Było miło przychodzić na plan i widzieć Jerry'ego siedzącego przed ekranem. Jerry jest również niesamowitym fotografem. Gdy był na planie, zawsze miał przy sobie aparat i robił zdjęcia aktorom podczas kręcenia scen. Jest naprawdę utalentowany.
Pochodzisz z Australii. Gdzie jest teraz twój dom?
Pochodzę z Adelajdy w Południowej Australii, a obecnie mieszkam w Los Angeles. Próbowałam kursować pomiędzy tymi miastami, niemniej jest to trudne z powodów finansowych, a przede wszystkim uciążliwe - lot z Australii do Los Angeles trwa 18 godzin. Dlatego ostatecznie trzy lata temu przeprowadziłam się na stałe do Hollywood. Los Angeles potrafi być prawdziwie przerażającym miejscem, jeśli jest się tam zupełnie samemu. Człowiek zostaje wrzucony w zupełnie inny świat, który każe mu bardzo szybko dorosnąć. Teraz czuję się już zadomowiona i mam wspaniałych przyjaciół. Wcześniej uważałam, że Australia jest moim domem, ale teraz wydaje mi się, że jest nim również Los Angeles. Uwielbiam tu mieszkać.
Co doradziłabyś młodym ludziom marzącym o karierze?
Uważam, że najlepiej jest po prostu być sobą. Jeśli jest się dziwakiem, należy nim być. Każdy próbuje się jakoś dopasować do istniejących reguł. Sądzę, że jeśli jest się szczerym wobec samego siebie i nie udaje kogoś innego, ludzie to docenią. Moim zdaniem fajnie jest żyć w zgodzie z własną osobowością.
Rozmawiał David Ferguson