Paweł Kukiz uderzył w najczulszy punkt posłanki Joanny Muchy: wywlekł w publicznej debacie jej rozwód i fakt przejęcia opieki nad dziećmi przez jej byłego męża. A wszystko po to, żeby skrytykować jej udział w czarnym proteście i dowieść... Właśnie. Czego?
Otóż matka, która zostawia własne dzieci i idzie na Manifę by domagać się jeszcze na dodatek bezproblemowej, w zależności od jej "widzimisię", możliwości zarzynania trzymiesięcznej żywej istoty to... Trudno mi znaleźć określenie... - pisał na Facebooku.
Wypowiedź została uzupełniona linkiem do artykułu z "Super Expressu", z którego wynika, że posłanka po przeprowadzce do Warszawy widuje synów tylko w weekendy.
Na odpowiedź Muchy nie trzeba było długo czekać.
Wiele razy byłam atakowana, przyzwyczaiłam się. Ale pierwszy raz ktoś podniósł rękę na moich Synów. Paweł Kukiz nie pierwszy raz wypowiedział się o czymś, o czym nie ma pojęcia.
Po rozwodzie ustaliliśmy z moim byłym mężem opiekę naprzemienną i realizujemy ją bez najmniejszych zgrzytów. Mam dwóch wspaniałych Synów, z których jestem przedumna. Stasia urodziłam kiedy miałam dwadzieścia lat, Krzysia - dwadzieścia cztery. Wcześnie. I zawsze mówię, że to najwspanialsze, co mnie w życiu spotkało. Spędzamy z sobą dużo czasu i mamy kontakt, którego wielu rodziców mogłoby nam pozazdrościć.
Panie Paweł Kukiz. Swoim wpisem skrzywdził Pan moje dzieci. Zrobił to Pan dla celów politycznych. Wystawia Pan świadectwo sobie - nie nam.
Na tym wpisie Mucha nie poprzestała. W Sejmie został zarejestrowany moment, kiedy posłanka podchodzi do ławy sejmowej Kukiza i żywo gestykulując, coś mu mówi.
Reakcja Muchy ani trochę nas nie dziwi. Wywlekanie dla celów politycznych bolesnych informacji z życia prywatnego - w dodatku niesprawdzonych - to cios poniżej pasa.
WJ