Marcin Mroczek to jedna z bardziej religijnych postaci polskiego show-biznesu. Na swoich profilach na portalach społecznościowych dzieli się zdjęciami z różnych kościelnych uroczystości, jak chociażby z chrzcin syna i pierwszej wspólnej Niedzieli Palmowej , w zeszłym roku udał się także na pielgrzymkę na Jasną Górę. Tymczasem z najnowszej wypowiedzi aktora dowiadujemy się, że wiara nie zawsze zajmowała tak ważną rolę w jego życiu.
Serialowy "Piotrek", który został wybrany "twarzą Światowych Dni Młodzieży", udzielił rozległego wywiadu na temat swojej wiary. W rozmowie, która ukazała się w wydanej przez wydawnictwo Fronda książce "Yes, we can! Powołani, by świadczyć", zdradza, że był taki czas, kiedy się pogubił i całkowicie zaniedbał swoje wyznanie.
Niedziela była dniem, w którym mogłem nadrobić zaległości ze studiów, przysiąść do projektów i nauki do kolokwiów. Kościół zaczął przez to schodzić na drugi plan. I tak pomału zapominałem o tym, co jest w tym dniu najważniejsze i coraz rzadziej uczestniczyłem w mszach świętych. Na to nałożył się też taki młodzieńczy bunt. Miałem swoje zdanie, chciałem wszystko zmienić w swoim życiu, zrobić inaczej, niż nauczyli mnie rodzice i mówili dorośli. Zaczęła się liczyć dla mnie głównie dobra zabawa, osiągnięcie sukcesu i trochę się w życiu pogubiłem. Z czasem zaczęło mi jednak brakować czegoś więcej. Przestało mnie cieszyć to, że jestem popularny, że osiągnąłem pewien sukces. Zresztą to był tylko taki zewnętrzny sukces. W swoim wnętrzu cały czas czułem ogromną pustkę i niechęć do wszystkiego. Ciągle krytycznie się oceniałem, miałem poczucie bardzo niskiej wartości, z wszystkiego byłem niezadowolony.
Mroczek przyznał, że jedną z rzeczy, która na to wpłynęła, była sława, z którą jako młody człowiek nie potrafił sobie poradzić.
Choć byłem rozpoznawalny i wszyscy dokoła chcieli się ze mną fotografować, nie oszukuję, gdy mówię, że czułem się kompletnie pozbawiony wartości. Zauważyłem zresztą, że w środowisku aktorskim to dość częsty problem - narzeka w wywiadzie. Być może bierze się to z takiego rozdmuchanego ego. I ja kompletnie nie potrafiłem sobie z tym poradzić. Dopiero Bóg pozwolił mi uporać się z tym, nauczył kompletnie inaczej patrzeć na kategorię sukcesu. Każdy kolejny dzień, każde nasze powodzenie w czymś, nawet z pozoru drobnym, jest naszym sukcesem. Powiedziałbym nawet, że dzisiaj wręcz bardziej cenię te osiągnięcia, których nikt nie widzi. Każdy młody człowiek chce dzisiaj odnieść sukces, wybić się ponad przeciętność, chce być rozpoznawalny, myśląc, że to da mu szczęście, ale zupełnie nie tędy droga.
Kilka lat później, właśnie podczas pielgrzymki, nastąpił przełom - aktor nawrócił się i od tego czasu wszystko w jego życiu obraca się wokół Boga. Twierdzi nawet, że to jemu zawdzięcza przyjście na świat swojego syna, Ignacego.
Podstawą jest codzienna modlitwa i codzienne życie z Panem Bogiem - przekonuje w wywiadzie. Każdego dnia, zaraz po tym, jak się budzę, mówię "Panie Boże, fajnie, że jesteś" i odmawiam modlitwę poranną. Potem zaś przez cały dzień staram się pamiętać o Bogu. Kiedy mam jakieś zadania do zrealizowania, proszę Go o wsparcie, kiedy coś mi się udaje, dziękuję Mu za to. Pan Bóg jest z nami cały czas i w tych dobrych chwilach, i w tych złych. Świadomość tego bardzo mi pomaga. Drugą kluczową sprawą jest dla mnie uczestnictwo w niedzielnej Eucharystii.
MK