• Link został skopiowany

Vloger "zaskoczył" żonę informacją o ciąży. 5 dni później kobieta płacze przed kamerą: Poroniłam, moje łono jest puste

Ile należy pokazywać w sieci? Czy wypada informować świat o ciąży? Jak zachować się, gdy zdarzy się tragedia i matka poroni? Z tymi pytaniami musieli zmierzyć się vlogerzy Sam i Nia, a ich odpowiedzi stały się tylko przyczynkiem do szerszej dyskusji.
Sam i Nia Rader
Screen z Youtube.com

Pochodzący z Teksasu Sam i Nia Rader byli parą w szkole, pobrali się i mają dwoje dzieci. Razem prowadzą własny kanał na Youtube'ie (ponad 320 tys. subskrypcji) odsłaniający widzom każdy aspekt swojego życia. Para ładnych rodziców, jak opisują się w kilku klipach, śpiewając w samochodzie jeździ z widzami na wakacje, do dentysty i kościoła. I pokazuje swoje dzieci. W nagranym na początku sierpnia wideo Sam użył wody z klozetu (żona korzystała w nocy, nie spuściła) na teście ciążowym (hCG, wykrywającym hormon gonadotropina kosmówkowa).

Siuśki są rozcieńczone, ale mam nadzieję, że test coś pokaże - mówił do kamery zakraplając test bezbarwnym płynem z pipety.

Chwilę później test odbarwia się.

Są dwie kreski. Ona naprawdę jest w ciąży!
Sam i Nia Rader - test ciążowy
Sam i Nia Rader - test ciążowy Screen z Youtube.com
Screen z Youtube.com
 

Vloger jest tak rozgorączkowany, że zakrywa usta. Za chwilę pokaże test żonie i oznajmi: jesteś w ciąży. Para się cieszy, a z nimi fani. Wideo " Mąż szokuje żonę ogłoszeniem o ciąży " w ciągu pięciu dniu uzbierało ponad 12 mln odsłon i stało się jednym z najczęściej oglądanych, a na pewno, najchętniej komentowanym. Do czasu kolejnego materiału. 3 dni później w nagraniu "Naszemu dziecku biło serce" płacząca Nia ogłosiła światu, że dziecka już nie ma.

Poroniłam, moje łono jest puste. Teraz wiem, co czują inne kobiety w tej sytuacji.

Fani pary vlogerów podzielili się. Jedni głęboko wierzą w osobistą tragedię Sama i Nii, okazując im wsparcie, drudzy potępiają, wskazując, że "za wcześnie ogłosili informację o ciąży". De facto jednak Sam i Nil obrali właśnie taki sposób kreacji swojego wizerunku w sieci - pokazywanie każdego elementu swojego życia - czy jednak nie powinna istnieć jakaś granica, której się nie przekracza? Zdaniem wielu było to właśnie poronienie.

 

Tymczasem dzień później po emocjonalnym wyznaniu o stracie ciąży vlogerzy opublikowali kolejny film. Mogłoby się wydawać, że jak gdyby nigdy nic otrząsnęli się po tragedii i przeszli do porządku dziennego. Tak jednak nie jest. Sam Rader na samym początku podziękował wszystkim za wsparcie, jakie dostał przede wszystkim od internautów.

Dziękujemy wam za wsparcie. Bardzo trudno było nam przebrnąć przez ostatnie kilka dni. Nie byliśmy przygotowani na taki emocjonalny rollercoaster - mówi wyraźnie poruszony.

W tych trudnych chwilach przy parze była też rodzina, która odwiedziła Sam i Nię. Razem wybrali się do sklepu z zabawkami, gdzie vloger oświadczył żonie, że odchodzi z pracy.

Nie patrzysz już dłużej na pielęgniarza z izby przyjęć. Postanowiłem odejść z pracy. Decyzję podjąłem już jakiś czas temu, a wszystkie ostatnie wydarzenia tylko mnie w przy niej utwierdziły. Strata dziecka, to co wydarzyło się potem wokół naszego kanału, po prostu stwierdziłem, że muszę być teraz przy rodzinie.

Do tej pory temat poronienia był dla większości par zbyt trudny, by móc go poruszać publicznie. Znani rodzice, których dotknęła ta tragedia, by opowiedzieć swoją bolesną historię decydowali się - jeśli w ogóle - to po wielu latach. Teraz obserwujemy zmianę nastawienia. I to nie tylko w przypadku takich osób jak Sam i Nia, którzy funkcjonują jako osobowości internetowe. O poronieniach swojej partnerki wypowiedział się niedawno Mark Zuckerberg , temat ten stał się szybko przedmiotem medialnej dyskusji w USA.

socha

Pobierz nową aplikację Plotek.pl Buzz na telefony z Androidem

Więcej o: