W minioną sobotę przed godziną 15:00 w okolicy Stalowej Woli doszło do poważnego wypadku. Na miejscu zginęła 37-letnia kobieta oraz jej 39-letni mąż. W samochodzie podróżował z nimi 2,5 letni syn, który cudem uszedł z życiem. Sprawcą wypadku był pijany kierowca, który wyprzedzając, uderzył czołowo w ich auto.
Dziecko i sprawca wypadku trafili do szpitala. Premier zapowiedział zaostrzenie kar dla pijanych kierowców. Przyznał też specjalną rentę dla osieroconych dzieci, którą w przyszłości będzie płacił sprawca. Sprawa wstrząsnęła opinią publiczną, w tym także Joanną Racewicz.
Dziennikarka swoimi przemyśleniami podzieliła się z internautami na Instagramie. W poście zamieściła zdjęcie-symbol, na którym możemy zobaczyć strażaka, niosącego na rękach chłopca, który przeżył wypadek.
(...) Ułamki sekund i zatrzymuje się świat. Zatrzymuje, żeby roztrzaskać się na kawałki. Troje dzieci zostaje bez rodziców. Sprawca nie przyznaje do winy. Pęka mi serce i zaciskają się pięści. Nie umiem przestać o tym myśleć. Nie potrafię wyobrazić sobie, co ma w głowie pijany drań, który wkłada kluczyki w stacyjkę samochodu. Samochodu, który - jak pocisk - jest narzędziem zbrodni. Ktoś już wcześniej zabrał mu prawo jazdy za przekraczanie prędkości. Ktoś wiedział, że jest potencjalnym mordercą, bo alkohol i kierownica to śmiertelne połączenie… - czytamy w poście.
Mąż Joanny Racewicz zginął w katastrofie smoleńskiej w 2010 roku. Wypadek w Stalowej Woli przypomniał dziennikarce smutne chwile, gdy musiała zaopiekować się synem, który stracił tatę.
Ten mały szkrab w ramionach strażaka. Obraz, który sprawia, że cierpnie skóra. Znowu słychać o "zaostrzeniu kar", o "prewencyjnych działaniach policji". Troje dzieci za kilka dni będzie stać na cmentarzu przy trumnach Mamy i Taty. Wciąż pamiętam krótki oddech mojego Synka, gdy tuliłam Go w ramionach. Wtedy. Bezradność dziecka. Nie ma na to słów. A reszta świata? Może przystanie na chwilę. Powspółczuje. I będzie żyć dalej - zakończyła.
Sprawcy postawiono zarzuty spowodowania wypadku drogowego ze skutkiem śmiertelnym, a także kierowania pojazdem w stanie nietrzeźwości. Nie przyznaje się do winy. Obecnie przebywa w szpitalu, gdzie jest pilnowany przez policję.